Kim jesteśmy

Jesteśmy wspólnotą ludzi, którzy wierzą, że korzenie mają znaczenie. Zadruga to przestrzeń spotkania — tych, którzy szukają głębszego sensu, autentycznego braterstwa i powrotu do wartości, które kształtowały naszą kulturę przez pokolenia.Nie jesteśmy organizacją zamkniętą ani ruchem ideologicznym. Jesteśmy żywą siecią relacji, opartą na wzajemnym zaufaniu, odpowiedzialności i wspólnym działaniu. Łączy nas pragnienie życia w zgodzie z naturą, historią i duchowością, która nie potrzebuje hałasu, by być prawdziwa.
Zadruga to:
🌿 Korzenie — sięgamy do tradycji, ale nie po to, by ją kopiować. Chcemy ją zrozumieć, przeżyć na nowo i przekazać dalej — żywą, a nie muzealną.
🔥 Wspólnota — wierzymy, że człowiek rozwija się w relacji z innymi. Tworzymy krąg, w którym każdy głos ma znaczenie, a różnice są siłą, nie zagrożeniem.
🛠 Działanie — nie zatrzymujemy się na słowach. Organizujemy warsztaty, spotkania, wyprawy, projekty artystyczne i edukacyjne. Budujemy — dosłownie i symbolicznie.
🌌 Duchowość — nie narzucamy jednej ścieżki. Szukamy tego, co głębokie, prawdziwe i zakorzenione — w przyrodzie, w historii, w nas samych.
Zadruga to nie tylko idea. To ludzie. To Ty, jeśli czujesz, że świat potrzebuje więcej sensu, więcej wspólnoty, więcej odwagi, by być sobą — naprawdę.
Dołącz do nas. Twórzmy razem coś, co przetrwa.
🛡 ZADRUGA DUCHOWA REWOLUCJAManifest i osiem esejów kulturalistycznych
Zawiera:
✅ Wstęp redakcyjny
✅ Ku nowej formie życia
✅ Manifest Zadrugi
✅ Osiem esejów ideowych
✅ Manifest Zadrugi (Rozwinięcie)
Wstęp redakcyjny
W czasach duchowego rozkładu, gdy kultura została sprowadzona do dekoracji, a człowiek do konsumenta, Zadruga staje jako akt sprzeciwu. Nie wobec konkretnej ideologii, lecz wobec całego systemu duchowego pasożytnictwa, który dławi wolę twórczą jednostki i rozbija wspólnotę narodową.
Publikacja „Zadruga: Duchowa Rewolucja” zawiera manifest oraz osiem esejów ideowych, inspirowanych myślą Jana Stachniuka — autora „Człowieczeństwa i kultury”, „Wspakultury” i „Chrześcijaństwa a ludzkości”. To nie zbiór poglądów. To wezwanie do budowy nowej formy życia.
Ku nowej formie życia
W świecie, w którym triumfuje wspakultura — duchowy rozkład, pasożytnictwo, bierność i religia śmierci — Zadruga staje jako akt sprzeciwu. Nie wobec konkretnej ideologii, lecz wobec całego systemu duchowego, który dławi wolę twórczą człowieka.
Zadruga nie jest organizacją. Jest formą życia. Jest wspólnotą ludzi, którzy chcą budować kulturę jako przestrzeń zbawienia, nie przez modlitwę, lecz przez czyn. Nie przez pokorę, lecz przez heroizm. Nie przez ucieczkę, lecz przez twórczość.
Publikacja ta zawiera manifest Zadrugi oraz osiem esejów ideowych, które rozwijają jej duchowe fundamenty. Każdy rozdział jest wezwaniem — do przezwyciężenia wspakultury, do odbudowy człowieczeństwa, do życia w ogniu kultury.
🔥 Manifest Zadrugi
Ku duchowej rewolucji narodów
Wobec rozkładu, który toczy współczesnego człowieka, wobec triumfu pasożytnictwa duchowego, wobec powszechnego wyrzeczenia się twórczości — stajemy jako Zadruga, jako wyraz woli życia, jako zapowiedź duchowej rewolucji.
Postulaty:
Odrzucenie wspakultury
Twórczość jako najwyższa duchowość
Naród jako wspólnota twórcza
Nowa etyka heroiczna
Praca jako akt duchowy
Przezwyciężenie religii śmierci
Wychowanie nowego człowieka
Zadruga jako forma życia
✍️ Eseje ideowe
Esej I: Wspakultura jako choroba ducha Zadruga: Duchowa Rewolucja — część pierwsza
Wspakultura to system duchowego pasożytnictwa, który uczy człowieka, że życie jest przekleństwem, a zbawienie możliwe tylko przez ucieczkę. Zadruga głosi przezwyciężenie tej choroby — nie przez polemikę, lecz przez budowę nowej formy życia.
Wspakultura to nie pogląd. To nie styl życia. To nie alternatywa. Wspakultura jest chorobą ducha, która toczy człowieka od wieków, paraliżując jego wolę twórczą, niszcząc zdolność do budowy kultury, wypaczając sens istnienia jednostki i wspólnoty.
Wspakultura to system duchowego pasożytnictwa, który uczy człowieka, że życie jest przekleństwem, że ciało jest więzieniem, że świat jest pułapką, a zbawienie możliwe jest tylko przez ucieczkę — przez rezygnację, przez cierpienie, przez śmierć.
Geneza rozkładu
Chrześcijaństwo, jako najdoskonalszy wyraz wspakultury, wprowadziło do dziejów ludzkości etykę wyrzeczenia się świata. Zamiast twórczości — modlitwa. Zamiast pracy — kontemplacja. Zamiast wspólnoty — zbawienie jednostki. Człowiek został sprowadzony do roli grzesznika, który nie ma prawa do wielkości, lecz obowiązek do pokory.
Wspakultura nie zatrzymała się na religii. Przeniknęła do filozofii, do sztuki, do polityki, do codzienności. Dziś triumfuje w formie liberalnego indywidualizmu, konsumpcyjnego nihilizmu, duchowego lenistwa. Człowiek nie chce tworzyć — chce mieć. Nie chce budować — chce przetrwać. Nie chce wspólnoty — chce komfortu.
Objawy wspakultury
🕳 Pasożytnictwo duchowe — człowiek żyje cudzym wysiłkiem, cudzą myślą, cudzą kulturą. Nie tworzy — konsumuje.
🧎♂️ Etyka pokory — cnota to uległość, nie twórczość. Dobro to rezygnacja, nie budowa.
🛌 Ucieczka od świata — duchowość to eskapizm. Zamiast przekształcać rzeczywistość, człowiek ją odrzuca.
🧊 Zamrożenie w jednostce — wspólnota jest zagrożeniem. Naród to relikt. Jednostka jest celem samym w sobie.
Wspakultura nie tylko niszczy kulturę. Niszczy człowieka. Odbiera mu sens, godność, cel. Czyni go biernym, lękliwym, samotnym. Czyni go niewolnikiem idei, które każą mu się wyrzec życia.
Potrzeba przezwyciężenia
Zadruga powstaje jako akt sprzeciwu. Nie wobec konkretnej religii czy ideologii, lecz wobec całego systemu duchowego rozkładu. Naszym celem nie jest polemika — jest rewolucja. Duchowa, kulturalna, narodowa.
Przezwyciężenie wspakultury to nie zmiana poglądów. To zmiana formy życia. To odrzucenie etyki pokory na rzecz etyki heroizmu. To odrzucenie duchowości ucieczki na rzecz duchowości twórczości. To odrzucenie jednostki jako celu — na rzecz wspólnoty jako przestrzeni wzlotu.
Droga ku kulturze
Człowiek musi odzyskać wolę twórczą. Musi zrozumieć, że jego godność nie wynika z cierpienia, lecz z budowy. Że jego duchowość nie rodzi się w modlitwie, lecz w pracy. Że jego zbawienie nie jest poza światem — lecz w przekształceniu świata.
Zadruga nie proponuje nowej religii. Proponuje nową formę życia. Formę, w której człowiek staje się twórcą kultury, uczestnikiem wspólnoty, budowniczym narodu. Formę, w której każdy dzień jest polem walki o wyższy kształt człowieczeństwa.
Wspakultura musi zostać przezwyciężona. Nie przez słowa, lecz przez czyny. Nie przez krytykę, lecz przez budowę. Nie przez jednostkę, lecz przez wspólnotę.
Zadruga jest początkiem tej drogi.
Esej II: Czyn jako modlitwa
Zadruga: Duchowa Rewolucja — część druga
Zadruga: Duchowa Rewolucja — część druga
Duchowość nie rodzi się w kontemplacji, lecz w twórczości. Każdy akt przekształcania świata jest modlitwą człowieka twórczego. Praca, sztuka, organizacja życia — to są nasze rytuały. Czyn jest naszą liturgią.
Duchowość nie rodzi się w ciszy klasztoru. Nie objawia się w pokorze wobec niepojętego. Nie dojrzewa w kontemplacji oderwanej od życia. Prawdziwa duchowość rodzi się w czynie — w pracy, w budowie, w przekształcaniu świata. Czyn jest modlitwą człowieka twórczego. Jest jego liturgią, jego ofiarą, jego świętem.
Duchowość wspakultury
Wspakultura nauczyła człowieka, że duchowość to ucieczka. Że im bardziej odwróci się od świata, tym bliżej będzie „prawdy”. Że ciało jest przeszkodą, a materia — pokusą. Że zbawienie możliwe jest tylko przez rezygnację, przez cierpienie, przez śmierć.
Taka duchowość jest zaprzeczeniem człowieczeństwa. Jest duchowym samobójstwem. Jest gloryfikacją niemocy. Czyni z człowieka istotę bierną, lękliwą, pokorną — niezdolną do twórczości, niezdolną do budowy kultury, niezdolną do wzlotu.
Twórczość jako akt duchowy
Człowiek nie jest tylko biologicznym organizmem. Jest istotą duchową — ale jego duchowość nie wyraża się w słowach, lecz w czynach. Tworząc — człowiek przekracza siebie. Przekształcając świat — nadaje mu sens. Budując wspólnotę — uczestniczy w dziele większym niż on sam.
Twórczość to nie tylko sztuka. To nie tylko literatura czy muzyka. Twórczość to każda forma działania, która służy kulturze, wspólnocie, narodowi. To praca w warsztacie. To organizacja życia. To wychowanie dzieci. To budowa domu. To pisanie manifestu. To sadzenie drzewa.
Każdy akt twórczy jest aktem duchowym. Każdy czyn, który służy kulturze, jest modlitwą. Każda ofiara złożona na rzecz wspólnoty jest liturgią.
Praca jako świątynia
Wspakultura oddzieliła sacrum od życia. Uczyniła duchowość czymś osobnym, niedostępnym, oderwanym. Zadruga przywraca duchowość życiu. Praca jest naszą świątynią. Warsztat jest naszym ołtarzem. Wspólnota jest naszym kręgiem.
Nie potrzebujemy rytuałów, które nie mają związku z rzeczywistością. Naszym rytuałem jest codzienny trud. Naszą modlitwą — wysiłek. Naszą ofiarą — czas, energia, poświęcenie dla wyższej formy życia.
Duchowość czynu
Duchowość nie jest czymś, co się posiada. Jest czymś, co się wyraża. Nie jest stanem — jest ruchem. Nie jest łaską — jest zadaniem. Człowiek duchowy to nie ten, który się modli. To ten, który tworzy.
Zadruga nie proponuje nowej religii. Proponuje nową duchowość — duchowość czynu. Duchowość, która nie ucieka od świata, lecz go przekształca. Duchowość, która nie szuka zbawienia poza życiem, lecz w jego twórczym przeżyciu.
Czyn jest modlitwą. Praca jest świętością. Twórczość jest duchowością. Zadruga jest wspólnotą tych, którzy nie czekają na zbawienie — lecz budują kulturę jako formę życia.
Esej III: Naród jako organizm duchowy Zadruga: Duchowa Rewolucja — część trzecia
Naród nie jest strukturą. Jest formą życia. Jest przestrzenią, w której jednostka może wznieść się ponad siebie. Naród żyje, gdy tworzy kulturę. Naród, który nie tworzy, umiera. Zadruga jest wspólnotą narodowego wzlotu.
Naród nie jest zbiorem jednostek. Nie jest strukturą administracyjną. Nie jest wspomnieniem przeszłości ani etnicznym ornamentem. Naród jest organizmem duchowym — formą życia, w której jednostka odnajduje sens, cel i godność. Naród to przestrzeń, w której człowiek staje się twórcą kultury.
Rozpad wspólnoty
Wspakultura rozbiła naród. Przez religię, która głosiła zbawienie jednostki poza światem. Przez ideologie, które uczyniły z jednostki absolut. Przez systemy, które gloryfikują egoizm, konsumpcję, izolację. Człowiek został oderwany od wspólnoty — uczyniony samotnym, lękliwym, bezsilnym.
Naród, pozbawiony woli twórczej, staje się martwą formą. Przestaje być przestrzenią kultury, a staje się polem walki interesów. Przestaje być organizmem duchowym, a staje się strukturą biurokratyczną. Przestaje być wspólnotą czynu, a staje się tłumem jednostek.
Naród jako forma życia
Zadruga przywraca narodowi jego duchowy wymiar. Naród to nie tylko język, terytorium czy historia. To przede wszystkim forma życia — dynamiczna, twórcza, heroiczna. Naród żyje, gdy tworzy. Gdy buduje kulturę. Gdy organizuje życie. Gdy wychowuje nowych ludzi.
Jednostka nie istnieje poza wspólnotą. Jej wartość nie wynika z samego istnienia, lecz z uczestnictwa w dziele narodowym. Człowiek, który nie tworzy dla wspólnoty, jest duchowo martwy. Człowiek, który buduje kulturę narodową, przekracza siebie.
Wspólnota jako przestrzeń wzlotu
Naród nie jest celem samym w sobie. Jest przestrzenią, w której człowiek może wznieść się ponad biologiczne trwanie. Wspólnota narodowa to kuźnia ducha — miejsce, w którym jednostka może stać się twórcą, organizatorem, budowniczym.
Zadruga nie głosi nacjonalizmu jako ideologii. Głosi naród jako formę duchową. Nie interesuje nas etniczna czystość, lecz duchowa siła. Nie interesuje nas przeszłość jako mit, lecz przyszłość jako zadanie. Nie interesuje nas naród jako tożsamość, lecz jako dzieło.
Naród jako dzieło kultury
Naród nie jest dany raz na zawsze. Jest dziełem, które trzeba nieustannie tworzyć. Przez pracę. Przez wychowanie. Przez organizację życia. Przez sztukę. Przez ofiarę. Naród, który nie tworzy kultury, umiera. Naród, który tworzy kulturę, żyje.
Zadruga jest wspólnotą ludzi, którzy chcą budować naród jako formę życia. Nie przez politykę. Nie przez deklaracje. Przez codzienny czyn. Przez duchową rewolucję. Przez przezwyciężenie wspakultury, która rozbiła wspólnotę.
Naród to nie przeszłość. To przyszłość, którą trzeba wywalczyć. Naród to nie struktura. To organizm duchowy, który domaga się twórczości. Naród to nie tłum. To wspólnota czynu.
Zadruga jest ogniwem tej wspólnoty.
Esej IV: Heroizm codzienności
Zadruga: Duchowa Rewolucja — część czwarta
Cnota to nie pokora. Cnota to twórczość. Etyka Zadrugi opiera się na codziennym przezwyciężaniu siebie — w pracy, w odpowiedzialności, w ofierze dla wspólnoty. Heroizm nie jest wyjątkiem. Jest formą życia.
Etyka nie jest zbiorem zakazów. Nie jest systemem nagród i kar. Nie jest drogą do zbawienia poza światem. Etyka jest formą duchowej organizacji życia — wyrazem tego, kim człowiek chce się stać. Wspakultura uczyniła z etyki narzędzie zniewolenia. Zadruga przywraca jej sens jako przestrzeni heroizmu.
Etyka pokory — etyka niewolników
Przez wieki człowiek był uczony, że cnota to pokora. Że dobro to uległość. Że świętość to rezygnacja. Religie wspakultury głosiły, że człowiek jest istotą upadłą, że jego ciało jest źródłem grzechu, że jego wola musi zostać złamana, by mógł zostać „zbawiony”.
Taka etyka nie prowadzi do wzlotu. Prowadzi do stagnacji. Do duchowego paraliżu. Do życia w lęku, w poczuciu winy, w oczekiwaniu na łaskę. Człowiek pokorny nie buduje kultury. Nie organizuje wspólnoty. Nie przekracza siebie. Człowiek pokorny trwa — ale nie żyje.
Etyka heroiczna — etyka twórców
Zadruga głosi nową etykę — etykę heroizmu codzienności. Nie heroizmu bitewnego, nie romantycznego zrywu, nie chwilowego uniesienia. Heroizmu codziennego przezwyciężania siebie. Heroizmu pracy, odpowiedzialności, twórczości. Heroizmu, który nie potrzebuje fanfar — bo jego polem jest każdy dzień.
Cnota to nie posłuszeństwo. Cnota to twórczość. Dobro to nie rezygnacja. Dobro to budowa. Świętość to nie ucieczka od świata. Świętość to jego przekształcenie.
Przezwyciężenie siebie
Etyka heroiczna nie jest łatwa. Wymaga wysiłku. Wymaga ofiary. Wymaga walki z własnym lenistwem, lękiem, egoizmem. Ale tylko przez przezwyciężenie siebie człowiek może wznieść się ponad biologiczne trwanie. Tylko przez trud może stać się twórcą kultury. Tylko przez czyn może odnaleźć sens.
Zadruga nie szuka ludzi doskonałych. Szuka ludzi gotowych do walki. Do pracy. Do budowy. Do codziennego heroizmu, który nie szuka chwały, lecz prawdy.
Etyka wspólnoty
Heroizm nie jest indywidualnym wyczynem. Jest aktem wspólnotowym. Człowiek nie przezwycięża siebie dla siebie. Przezwycięża siebie dla wspólnoty, dla narodu, dla kultury. Etyka Zadrugi nie jest etyką jednostki. Jest etyką organizmu duchowego, w którym każdy czyn ma znaczenie.
Wspólnota nie jest miejscem komfortu. Jest miejscem wzlotu. Miejscem, w którym jednostka może stać się kimś większym niż ona sama. Miejscem, w którym heroizm codzienności staje się fundamentem kultury.
Zadruga głosi etykę twórczości. Etykę odpowiedzialności. Etykę heroizmu. Nie jako ideę — lecz jako formę życia. Każdy dzień jest polem walki. Każdy czyn — aktem duchowym. Każda ofiara — krokiem ku wyższej formie człowieczeństwa.
Zadruga jest wspólnotą tych, którzy nie chcą li tylko trwać. Chcą żyć — twórczo, odpowiedzialnie, heroicznie.
Esej V: Kuźnia ducha
Zadruga: Duchowa Rewolucja — część piąta
Praca nie jest karą. Jest aktem duchowym. Jest formą uczestnictwa w dziele kultury. Każdy, kto pracuje dla wspólnoty, hartuje ducha. Warsztat, pole, scena, szkoła — to są nasze świątynie.
Praca nie jest karą. Nie jest koniecznością biologiczną. Nie jest środkiem do przetrwania. Praca jest aktem duchowym — formą uczestnictwa w dziele kultury, wyrazem woli twórczej, przestrzenią wzlotu człowieka ponad zwierzęce trwanie.
Wspakultura uczyniła z pracy przekleństwo. Religie głosiły, że praca jest skutkiem grzechu. Systemy społeczne uczyniły z niej narzędzie wyzysku. Ideologie pasożytnicze gloryfikowały próżność, konsumpcję, lenistwo. Człowiek przestał widzieć w pracy sens — zaczął widzieć w niej ciężar.
Praca jako forma duchowości
Zadruga przywraca pracy jej duchowy wymiar. Praca to nie tylko wysiłek fizyczny. To akt twórczy. To przekształcanie świata w duchowej wspólnocie z innymi. To budowa kultury — cegła po cegle, dzień po dniu, czyn po czynie.
Każdy, kto pracuje dla wspólnoty, uczestniczy w dziele duchowym. Każdy, kto tworzy — w warsztacie, w gospodarstwie, w szkole, w organizacji — jest kapłanem kultury. Każdy, kto buduje, przekracza siebie.
Odrzucenie pracy jałowej
Nie każda praca jest święta. Praca jałowa — praca bez celu, bez sensu, bez związku z kulturą — jest formą duchowego niewolnictwa. Praca, która służy tylko przetrwaniu jednostki, jest biologiczna. Praca, która służy wzlotowi wspólnoty, jest duchowa.
Zadruga odrzuca pracę bez celu. Odrzuca pracę dla zysku. Odrzuca pracę dla kariery. Głosi pracę jako formę służby — nie w sensie poddaństwa, lecz w sensie uczestnictwa w dziele większym niż jednostka.
Praca jako kuźnia ducha
W pracy człowiek hartuje ducha. Uczy się odpowiedzialności, wytrwałości, ofiary. Praca jest szkołą charakteru. Jest polem walki z własnym lenistwem, z egoizmem, z lękiem. Jest przestrzenią, w której duch może wzrosnąć — nie przez słowa, lecz przez czyny.
Zadruga nie potrzebuje ludzi wygodnych. Potrzebuje ludzi zdolnych do pracy. Do wysiłku. Do budowy. Do codziennego trudu, który nie szuka chwały, lecz prawdy.
Praca jako wspólnota
Praca nie jest indywidualnym wysiłkiem. Jest aktem wspólnotowym. Człowiek nie pracuje dla siebie. Pracuje dla wspólnoty, dla narodu, dla kultury. Praca jest formą więzi — duchowej, organizacyjnej, etycznej.
Zadruga jest wspólnotą pracy. Nie jako obowiązku, lecz jako formy życia. Nie jako konieczności, lecz jako świętości. Nie jako środka, lecz jako celu.
Praca jest kuźnią ducha. Jest modlitwą twórcy. Jest ofiarą budowniczego. Jest świętem człowieka, który nie chce tylko istnieć — chce tworzyć.
Zadruga jest wspólnotą tych, którzy widzą w pracy sens. Którzy budują kulturę nie przez słowa, lecz przez czyny. Którzy tworzą nową formę życia — opartą na pracy, wspólnocie i duchowej sile.
Esej VI: Zbawienie przez kulturę
Zadruga: Duchowa Rewolucja — część szósta
Religie śmierci uczą pogardy dla świata. Zadruga głosi duchowość życia. Zbawienie nie przychodzi z zewnątrz. Jest dziełem kultury. Jest wspólnotą. Jest codziennym trudem człowieka, który chce tworzyć.
Człowiek nie potrzebuje zbawienia poza światem. Potrzebuje odkupienia świata przez twórczość. Potrzebuje kultury — nie jako ozdoby, lecz jako drogi duchowego wzlotu. Religie, które uczą pogardy dla życia, są religią śmierci. Zadruga głosi duchowość życia.
Religia śmierci
Religie wspakultury — w szczególności chrześcijaństwo — uczyniły z życia ziemskiego przekleństwo. Człowiek został ogłoszony istotą upadłą, grzeszną, niegodną. Ciało — źródłem pokusy. Świat — miejscem cierpienia. Zbawienie — możliwe tylko przez wyrzeczenie się życia, przez pokorę, przez śmierć.
Taka religia nie prowadzi do wzlotu. Prowadzi do duchowego samobójstwa. Człowiek, który wierzy, że jego istnienie jest winą, nie może tworzyć. Może tylko błagać. Może tylko czekać. Może tylko trwać — w nadziei na łaskę.
Duchowość afirmująca życie
Zadruga odrzuca religie śmierci. Nie potrzebujemy zbawienia przez cierpienie. Potrzebujemy zbawienia przez kulturę. Nie potrzebujemy łaski. Potrzebujemy czynu. Nie potrzebujemy nieba. Potrzebujemy wspólnoty, w której człowiek może wznieść się przez twórczość.
Duchowość nie polega na ucieczce od świata. Polega na jego przekształceniu. Na jego uporządkowaniu. Na jego uduchowieniu przez pracę, przez sztukę, przez organizację życia. Człowiek duchowy to nie ten, który się modli. To ten, który tworzy.
Kultura jako droga zbawienia
Kultura to nie rozrywka. To nie dekoracja. To nie luksus. Kultura to forma duchowego istnienia człowieka. To przestrzeń, w której jednostka przekracza siebie. To dzieło, w którym naród odnajduje sens. To droga, na której człowiek staje się kimś więcej niż biologicznym bytem.
Zadruga głosi zbawienie przez kulturę. Przez pracę. Przez wspólnotę. Przez heroizm codzienności. Przez przezwyciężenie egoizmu. Przez budowę nowej formy życia. Nie przez cud — lecz przez wysiłek.
Przezwyciężenie religii
Nie walczymy z religią jako zjawiskiem. Walczymy z religią, która uczy bierności. Która gloryfikuje cierpienie. Która niszczy wolę twórczą. Która oddziela ducha od życia. Która czyni z człowieka niewolnika dogmatu, a nie twórcę kultury.
Zadruga nie proponuje nowej wiary. Proponuje nową duchowość — opartą na afirmacji życia, na twórczości, na wspólnocie. Duchowość, która nie szuka zbawienia poza światem, lecz w jego przemianie.
Zbawienie nie przychodzi z zewnątrz. Nie jest darem. Jest dziełem. Jest kulturą. Jest wspólnotą. Jest codziennym trudem człowieka, który nie chce tylko istnieć — chce tworzyć.
Zadruga jest wspólnotą tych, którzy odrzucili religię śmierci. Którzy budują duchowość życia. Którzy wierzą, że człowiek może się zbawić — przez kulturę.
Esej VII: Twórca zamiast wyznawcy
Zadruga: Duchowa Rewolucja — część siódma
Wychowanie to nie przygotowanie do życia. To początek życia w kulturze. Zadruga formuje ludzi twórczych, odpowiedzialnych, heroicznych. Nie wyznawców — twórców. Nie jednostki — ogniwa wspólnoty.
Człowiek nie rodzi się gotowy. Rodzi się jako potencjał — biologiczny, psychiczny, duchowy. To, kim się stanie, zależy od wychowania. Wspakultura przez wieki formowała wyznawców — ludzi pokornych, biernych, uległych. Zadruga głosi potrzebę wychowania twórców — ludzi zdolnych do budowy kultury, do organizacji życia, do heroizmu codzienności.
Wychowanie w duchu wspakultury
Systemy wychowawcze wspakultury uczą rezygnacji. Uczą posłuszeństwa. Uczą lęku przed wielkością. Dziecko ma być „grzeczne”, „pokorne”, „skromne”. Ma nie zadawać pytań, nie przekraczać granic, nie budować własnej wizji świata. Ma wierzyć — nie tworzyć. Ma słuchać — nie działać.
Takie wychowanie nie prowadzi do wzlotu. Prowadzi do duchowego kalectwa. Człowiek wychowany w duchu pokory nie stanie się twórcą. Stanie się wyznawcą — idei, systemu, dogmatu. Stanie się trybikiem — nie organizatorem.
Wychowanie jako rewolucja
Zadruga głosi wychowanie jako akt rewolucyjny. Nie jako przekazywanie wiedzy. Nie jako tresurę. Nie jako przygotowanie do „życia w społeczeństwie”. Wychowanie to formowanie ducha. To budowa osobowości zdolnej do twórczości, do odpowiedzialności, do heroizmu.
Wychowanie nie może być neutralne. Musi być ideowe. Musi mieć cel — nie przetrwanie jednostki, lecz wzlot wspólnoty. Musi kształtować ludzi, którzy nie będą tylko istnieć — będą tworzyć.
Cechy nowego człowieka
Zadruga wychowuje ludzi:
🔥 Twórczych — zdolnych do przekształcania świata, nie tylko do jego odtwarzania.
⚒ Odpowiedzialnych — świadomych, że ich życie ma sens tylko w służbie wspólnocie.
🛡 Heroicznych — gotowych do przezwyciężania siebie, do ofiary, do codziennego trudu.
🌲 Zakorzenionych — nie w etnicznej tożsamości, lecz w duchowej wspólnocie narodu.
🧠 Samodzielnych — myślących, organizujących, działających — nie czekających na rozkazy.
Taki człowiek nie rodzi się przypadkiem. Musi zostać uformowany. Przez rodzinę. Przez wspólnotę. Przez kulturę. Przez codzienny przykład życia w duchu Zadrugi.
Wychowanie przez kulturę
Szkoła nie wystarczy. Program nauczania nie wystarczy. Potrzebna jest kultura — jako przestrzeń wychowawcza. Potrzebna jest wspólnota — jako środowisko duchowe. Potrzebny jest etos — jako punkt odniesienia.
Zadruga nie tworzy instytucji wychowawczych. Tworzy styl życia, który sam wychowuje. Praca, odpowiedzialność, wspólnota, twórczość — to są nasze narzędzia. Każdy dzień jest lekcją. Każdy czyn — formą nauki. Każda ofiara — budową charakteru.
Zadruga nie szuka ludzi gotowych. Szuka ludzi, którzy chcą się formować. Którzy chcą stać się twórcami — nie wyznawcami. Którzy chcą budować kulturę — nie tylko ją podziwiać. Którzy chcą żyć — nie tylko trwać.
Wychowanie to nie przygotowanie do życia. Wychowanie to początek życia w kulturze.
Esej VIII: Zadruga — ogień, nie struktura
Zadruga: Duchowa Rewolucja — część ósma
Zadruga nie jest instytucją. Jest ogniem. Jest rytmem. Jest wspólnotą ducha. Nie potrzebuje hierarchii. Potrzebuje ludzi, którzy chcą żyć w ogniu. Którzy chcą budować. Którzy chcą wzrastać.
Zadruga nie jest organizacją. Nie jest instytucją. Nie jest strukturą. Zadruga jest formą życia — dynamiczną, twórczą, duchową. Jest wspólnotą ludzi, którzy odrzucili wspakulturę i podjęli trud budowy nowego świata. Nie przez deklaracje. Przez czyny.
Struktura jako śmierć ducha
Wspakultura uwielbia struktury. Tworzy instytucje, regulaminy, hierarchie. Uczy, że porządek to wartość sama w sobie. Że duchowość musi mieć formę organizacyjną. Że wspólnota to system, nie więź.
Takie podejście zabija ducha. Czyni z życia rytuał. Z działania — procedurę. Z człowieka — urzędnika. Wspólnota przestaje być przestrzenią wzlotu, a staje się biurokratycznym cmentarzem idei.
Zadruga jako forma życia
Zadruga nie ma dogmatów. Nie ma świętych ksiąg. Nie ma hierarchii. Ma etos. Ma kierunek. Ma ogień. Jest wspólnotą ludzi, którzy żyją w duchu twórczości, odpowiedzialności, heroizmu. Nie potrzebują rozkazów. Potrzebują celu.
Zadruga to styl życia. To codzienny trud. To wspólna praca. To duchowa więź. To przestrzeń, w której człowiek może wznieść się ponad siebie — nie przez przynależność, lecz przez uczestnictwo.
Wspólnota jako organizm duchowy
Zadruga nie jest zbiorem jednostek. Jest organizmem duchowym. Każdy członek jest ogniwem — nie trybikiem. Każdy czyn — impulsem życia. Każda ofiara — aktem wzrostu. Wspólnota nie jest strukturą. Jest rytmem. Jest ruchem. Jest ogniem.
Nie interesuje nas liczba członków. Interesuje nas jakość ducha. Nie interesuje nas formalna przynależność. Interesuje nas realne uczestnictwo. Nie interesuje nas deklaracja. Interesuje nas czyn.
Zadruga jako przestrzeń duchowej rewolucji
Zadruga nie jest celem. Jest narzędziem. Jest formą, przez którą człowiek może uczestniczyć w duchowej rewolucji. W przezwyciężeniu wspakultury. W budowie nowej etyki. W organizacji życia narodowego. W tworzeniu kultury jako formy zbawienia.
Zadruga nie potrzebuje struktur. Potrzebuje ludzi. Ludzi, którzy chcą żyć w ogniu. Którzy chcą budować. Którzy chcą wzrastać. Którzy nie pytają „co mi da wspólnota?”, lecz „co mogę jej dać?”.
Zadruga to nie instytucja. To ogień. To rytm. To forma życia. To wspólnota ducha. To przestrzeń, w której człowiek może stać się twórcą — nie przez przynależność, lecz przez uczestnictwo.
Zadruga nie jest strukturą. Jest ogniem, który płonie w tych, którzy chcą budować nową kulturę.
🛠 Zakończenie: Początek drogi
Zadruga nie jest celem. Jest początkiem. Jest przestrzenią duchowej rewolucji, która nie szuka chwały, lecz prawdy. Nie szuka mas, lecz ludzi. Nie szuka komfortu, lecz wzlotu.
Jeśli czujesz, że człowieczeństwo to zadanie — jesteś jednym z nas. Jeśli chcesz budować kulturę jako formę życia — jesteś jednym z nas. Jeśli nie chcesz tylko istnieć — lecz tworzyć — jesteś Zadrugą.
Manifest Zadrugi - Ku duchowej rewolucji narodów
Wobec rozkładu, który toczy współczesnego człowieka, wobec triumfu pasożytnictwa duchowego, wobec powszechnego wyrzeczenia się twórczości — stajemy jako Zadruga, jako wyraz woli życia, jako zapowiedź duchowej rewolucji.
Nie uznajemy świata, w którym człowiek sprowadzony został do roli konsumenta, wyznawcy, trybiku. Nie godzimy się na życie w kulturze śmierci, w której najwyższą cnotą jest ucieczka od świata, a najwyższym ideałem — zbawienie poza nim.
Wierzymy, że człowieczeństwo nie jest darem, lecz zadaniem. Że kultura nie jest dekoracją, lecz polem walki. Że naród nie jest wspomnieniem, lecz formą życia, która domaga się czynu.
Nasze postulaty
Odrzucenie wspakultury. Wspakultura — jako system duchowego pasożytnictwa, bierności i ucieczki od odpowiedzialności — musi zostać przezwyciężona. Odrzucamy wszelkie formy myślenia, które gloryfikują niemoc, cierpiętnictwo, zbawienie przez rezygnację. Człowiek nie jest istotą upadłą — jest istotą twórczą.
Rehabilitacja twórczości jako najwyższej formy duchowości. Twórczość — w pracy, w sztuce, w organizacji życia wspólnotowego — jest aktem duchowym. Kultura nie rodzi się z modlitwy, lecz z czynu. Odrzucamy duchowość bierną, kontemplacyjną, eskapistyczną. Naszą świątynią jest warsztat, pole, kuźnia, scena, szkoła.
Naród jako wspólnota twórcza. Naród nie jest zbiorem jednostek ani konstruktem politycznym. Jest organizmem duchowym, który żyje, gdy tworzy. Naszym celem nie jest przetrwanie narodu, lecz jego duchowy wzlot. Naród, który nie tworzy, umiera.
Nowa etyka heroiczna. Odrzucamy etykę pokory, uległości i zbawienia przez cierpienie. Naszą etyką jest heroizm — nie w sensie wojny, lecz w sensie codziennego przezwyciężania siebie w imię wyższych celów. Cnota to nie posłuszeństwo, lecz twórczość.
Praca jako akt duchowy. Praca nie jest karą. Jest formą uczestnictwa w dziele kultury. Każdy akt twórczy — od rzeźbienia drewna po organizację wspólnoty — jest wyrazem człowieczeństwa. Praca bez celu duchowego jest niewolą. Praca z celem duchowym jest wyzwoleniem.
Przezwyciężenie religii śmierci. Religie, które uczą pogardy dla świata, ciała i życia, są wrogami człowieczeństwa. Nie potrzebujemy zbawienia poza światem. Potrzebujemy odkupienia świata przez twórczość. Naszą modlitwą jest czyn.
Wychowanie nowego człowieka. Potrzebujemy nowego typu człowieka — nie dewoty, nie konsumenta, nie urzędnika. Potrzebujemy człowieka twórczego, odpowiedzialnego, zakorzenionego w narodzie, zdolnego do ofiary i do budowy. Wychowanie jest aktem rewolucyjnym.
Zadruga jako forma życia. Zadruga nie jest organizacją. Jest formą życia. Jest wspólnotą ludzi, którzy odrzucili wspakulturę i podjęli trud duchowej odbudowy. Nie mamy świętych ksiąg ani dogmatów. Mamy wolę twórczą i etos pracy.
Nie jesteśmy ruchem masowym. Jesteśmy zaczynem. Jesteśmy iskrą w ciemności. Wierzymy, że nadejdzie czas, gdy narody przebudzą się z duchowego letargu i podejmą dzieło odbudowy kultury — nie jako dekoracji, lecz jako formy życia.
Zadruga to nie koniec. To początek.
(Jeśli linki do reklam nie działają od razu, to wtedy należy wyłączyć VPN w przeglądarce)
Tako rzecze Twórca Ruchu Zadruga
i Filozofii Kulturalistycznej
Jan Stoigniew Stachniuk
CZŁOWIECZEŃSTWO I KULTURA
Rozdział VII
Przeciwbieżność kultury i wspakultury jako oś historii ludzkości
Osią dziejów ludzkości na globie ziemskim nie jest walka Ducha z Materią, egoizmu z altruizmem, Boga z Szatanem, nie jest też walka klas ani walka ras, lecz walka kultury z wspakulturą o władztwo nad człowiekiem.

1. Walka o człowieczeństwo
Kultura i wspakultura. Dwa przeciwstawne światy, chociaż oba z pozoru wykwitają z tej samej istoty człowieczej. Jeden to wyraz ewolucji tworzycielskiej świata, stawania się humanizmu, drugi zaś to tegoż humanizmu koszmarna, wykrzywiona maska, straszliwy "niedomóg kosmiczny". Trzeba sobie uprzytomnić zasadniczą rozbieżność kierunku, którą obie kategorie reprezentują, aby wczuć się w dramatyczne napięcie, które musi rozdzierać wnętrze człowieka, ludzkości i historii.
Osią dziejów ludzkości na globie ziemskim nie jest walka Ducha z Materią, egoizmu z altruizmem, Boga z Szatanem, nie jest też walka klas ani walka ras, lecz walka kultury z wspakulturą o władztwo nad człowiekiem. U podstaw procesów rozwojowych ludzkości znajdujemy siły prące do wyłonienia mitów i siły spychające ku pierwiastkom wspakultury. Wszystko, co oprócz tego naszej wyobraźni się narzuca, to już wynik wtórny zasadniczej rozbieżności ciągów. Każdy z nas jest polem zaciekłego boju pomiędzy ciągiem kulturowym i ciągiem wspakulturowym. Armie jednego i drugiego toczą uporczywą walkę w osobowości każdego z nas na wszystkich kondygnacjach życia: od płaszczyzny biofizjologicznej począwszy do wzruszeń artystyczno-religijnych. (...)
Kto twierdzi inaczej niż Jan Stachniuk, nie jest ani Zadrużaninem ani tem bardziej Kulturalistą. To samo tyczy się różnych grup, organizacji i stowarzyszeń, które powołując się li tylko na Zadrugę i Jana Stachniuka nie działają zgodnie z Ideą Zadrużną czyli Kulturalizmem.

Ruchy neopogańskie w Polsce jako próba artykulacji mentalności agrarnej.
Większość powstających w Słowiańszczyźnie kościołów neopogańskich (u nas chyba wszystkie) wpisuje się w ten nurt uznawania bóstw słowiańskich, sprowadzając tym samym swoje doktryny religijne do bałwochwalstwa podobnego chrześcijaństwu. Taka polityka daje im szansę na zdobycie wiernych z kręgu ludzi rozczarowanych chrześcijaństwem, bez przebudowy ich postawy duchowej. Z tego typu ludzi rekrutują się zresztą przywódcy i działacze takich kościołów. Dzisiaj, kiedy wierni Kościoła nie wierzą już w mitologię biblijną, a trwają przy nim wyłączne ze względów socjologicznych, nieszczerze deklarując credo, sytuacja ta przenosi się na deklarowaną wiarę w Słowiańskich bogów w neopogańskich związkach wyznaniowych.
Kilka z takich grup neopogańskich odwołuje się do Stachniukowej ideologii Zadrugi i rzeczywiście pewne jej elementy widać w ich materiałach programowych. Pomijany jest natomiast fakt, że Stachniuk ostro zwalczał wszelkie odruchy bałwochwalstwa pogańskiego zauważalne już w przedwojennej Polsce, czego symptomem jest jego powiedzenie „bałwany zostawmy bałwanom". Obecność tego stanowiska jest dobrze reprezentowana w piśmiennictwie Zadrugi, więc powoływanie się na Zadrugę przy jednoczesnym wszczynaniu bałwochwalstwa nie jest pomyłką, a stabilną cechą ideologii tych ruchów. Przyczynę tego dysonansu upatruję raczej w świadomej nieszczerości deklaracji ideowych utrzymywanej dla możliwości podbudowy działań politycznych obojgiem sprzecznych idei niż w schizofrenii twórców tych materiałów.
Jako, że nieszczere bałwochwalcze deklaracje nie mogą być podstawą kultywowania wartości duchowych, organizacje te z merytorycznego punktu widzenia nie są związkami religijnymi, tylko zrzeszeniami innych typów: polityczne, społeczne, folklorystyczne, new-age'owe, w zależności od tego jakie elementy przeważają w ich ideologii i działaniach. Eklektyzm ten przy braku czynnika spajającego staje się powodem, że grupy członków tych kościołów po skrystalizowaniu swojej idei wokół jednego z elementów opuszczają organizację i zawiązują swoją, przemawiającą już tylko jedną ideą, bez utrzymywania balastu innych, bądź dołączają do podobnych inicjatyw powstałych bez terminowania w związkach wyznaniowych.
W opinii społecznej neopogańskie związki wyznaniowe postrzegane są jako zjawiska z okolic border-line, co wobec generalnego braku zaufania do dominującego u nas chrześcijaństwa nie niesie konotacji specjalnie negatywnych, natomiast, przy udziale bałwochwalczej propagandy samych neopogan utrudnia społeczeństwu zrozumienie naszego dziedzictwa kulturowego i pogańskiej duchowości.
Pozostaje jeszcze do rozpatrzenia zjawisko z obszaru ruchu młodzieżowego, którego wyróżnikiem są czarne mundury. Ideologie ich nawiązują do całego spektrum tradycji od Zakonu Baldera po przedwojenną naszą falangę, po drodze zahaczając o ideologie różnych nurtów blackmetalowych i Zadrugę. Niezależnie od aktualnie uznawanych symboli grupa ta jest dość zwarta, do tego stopnia, że migracja ludzi pomiędzy nimi jest dość powszechna i łatwa, czemu nawet przeciwieństwo idei przez nie deklarowanych nie przeszkadza. Idee te stanowią bowiem nie tyle zespoły poglądów, co wyróżniki tożsamościowe. Ich treść przeważnie nie posiada większego znaczenia.
Dzieje się tak dlatego, że wszystkie je łączy frustracja, jako przyczyna organizująca te grupy, frustracja społeczna, polityczna czy duchowa, oraz paramilitarny kształt organizacyjny. Zjawisko to jest w pełni importowane z Zachodu, jednak u nas przybiera diametralnie różne od zachodniego oblicze ideowe. O ile bowiem na Zachodzie jest to wyraz tęsknoty do koczowniczej ekspansji, kojarzonej z siłą bezwzględnych wojowników, to u nas potrzeba siły i jej demonstrowania wynika z zagrożenia jakim jest niewydolność dziejowa i słabość kraju. Przygotowywana więc siła ma chronić nas i nasze prawo do pielęgnowania treści które są przyczyną naszej słabości.
Odwołania do Zadrugi niektórych z tych grup są więc pustymi deklaracjami, gdyż pomijają druzgocącą rozprawę Stachniuka z tego typu paramilitarną ideologią, oraz jego wskazania, co jest warunkiem siły społeczeństwa, czyli zwrócenie się w kierunku pracy kulturotwórczej w myśl pogańskiej, panteistycznej mentalności. Tych jednak elementów idei u młodzieńców strojących się w czarne mundury nie ma. Czynników utrzymujących przy życiu to zjawisko należy więc szukać nie w niespójnej ideologii, tylko w psychice sfrustrowanej młodzieży. Dlatego też można je rozpatrywać jako przejaw terapii grupowej. Grupa z wyrazistym, kontrastującym z poprawnością polityczną hasłem na sztandarze, jest tym lepszym źródłem tożsamości i lekiem na frustrację im kontrast ten jest większy. Jeżeli jakieś hasło przestaje być spostrzegane przez opinię publiczną jako niepoprawne, to traci tym samym atrakcyjność demonstrowania kontestacji i jest odrzucane. W myśl tego rozumowania, kiedy filozofia Stachniuka zaczęła być przedmiotem poważnych opracowań naukowych, dostrzegających w niej materiał wartościowy dla dyskusji o przyszłości Polski i oblicza ideowego przyszłej kultury, kilka takich grupek natychmiast porzuciło sztandary zadrużne, a ich członkowie przeszli do piętnowanego wówczas NOP.
Psychiczne podłoże istnienia tych grup i opierająca się na tym rozpoznaniu łatwość sterowania nimi jest przyczyną wykorzystywania ich przez różnego autoramentu manipulatorów politycznych do głoszenia w ich imieniu własnych, przeważnie niecnych haseł, oraz kreowania sytuacji stanowiących pretekst do wmówienia opinii publicznej istnienia w naszym społeczeństwie haniebnych idei.
Z powodu niedostatków w edukacji humanistycznej i braku odporu naszej nauki na koczowniczą interpretację historii przez koczowniczych polityków młodzież ta jest nieodporna na podsuwane jej kłamliwe treści, pozwalające potem na użycie ich do socjotechnicznej manipulacji.
Ze sloganów, którymi posługuje się koczownicza polityka Zachodu przy tworzeniu za pośrednictwem sekt polityczno-religijnych długofalowego programu, czyli – tzw. metapolityki dla swoich nacji, oraz wprowadzania w ich orbitę innych krajów, wymienić należy takie nie mające odzwierciedlenia w realnym świecie abstrakty jak biała, czy nordycka rasa, pseudopogaństwo o treściach zgodnych z barbaros, nie paganos, czy wreszcie nowe niby sformułowania starych koczowniczych doktryn jak libertarianizm. Tak samo nieuprawnione są niemieckie odwołania do rzekomej ich aryjskości. Nordycy nie są Aryjczykami. Przeczą temu argumenty antropologiczne, językoznawcze i kulturowe.
W ocenie naukowej sprawa jest zamknięta, bez względu na dokonywane na naszych oczach korekty datowania naszej praojczyzny i zasiedlania Europy przez Arjów. U nas natomiast panuje sytuacja jakby sprzed kilkudziesięciu lat, kiedy to panowały w tej kwestii treści zgodne z propagandą dr Goebbelsa. Naukowcy milczą nie przytaczając nawet uznanych już w świece wyników i nie prostują panoszącej się w publicystyce propagandy pogrobowców Goebbelsa – dając im tym samym nieskrępowane możliwości manipulowania naszą opinią publiczną.
Jest to broń podobna do chrześcijaństwa: wpędza ono nas w poczucie winy za rzekomą grzeszność, pod pojęciem której skrywa się obecność instynktu kulturotwórczego, natomiast przyklejenie zbrodniczego hitleryzmu do Arjów, każe nam wstydzić się własnych korzeni i kajać za winy zbrodniczego złodzieja, który nam tę tożsamość próbował ukraść.
Tak podkreślający na poziomie świadomości ludowej swoją odmienność i wzajemną niechęć Nordycy, Semici i Turcy potrafią jednak na poziomie polityki stwarzać wspólny front jeżeli jej przedmiotem ma być akcja zniewalania ludów agrarnych.
Podsuwanie naszej młodzieży tych zafałszowań to nie tylko eksport ich z repertuaru szkolenia zachodnich skinheadów. U nas, nie wiedzieć dlaczego, też są emisariusze tych idei i podsuwają je młodzieży w miejsce poszukiwanych przez nią korzeni naszej kultury i rodzimej tożsamości.
Zdzisław Słowiński
Współdziałanie i zawłaszczanie.
Dwie filozofie życia
Potrzeba dyskusji światopoglądowej
Dzisiejsze zagubienie się człowieka wobec mozaiki sprzecznych ze sobą ideologii wynika z braku dyskusji światopoglądowej, z braku świadomości, że dopiero po określeniu naczelnych wartości, które ma realizować kultura, możliwe będzie odnalezienie się jednostki wobec tych wartości. Wtedy też dopiero jednostka będzie mogła wygenerować własny plan dla wszechświata, ujrzeć siebie w tym planie i nadać własnemu życiu wartość nim uzasadnioną. Bez tego będzie zagubiona, niepewna własnej tożsamości i wartości.
Niemożność nadania wartości swojemu osobistemu życiu jest oczywiście brzemienną w skutki chorobą. Powoduje ona z jednej strony strach przed pustką egzystencji i niepewność wobec niezrozumiałego świata, z drugiej zaś podatność na sprzedawanie się handlarzom doktryn oferującym fałszywe obietnice zapełnienia pustki egzystencjalnej, w zamian za wyrzeczenie się poszukiwań autentycznych wartości mogących zlikwidować chorobę. Wyznaczony powyższymi punktami obszar możliwości człowieka leży całkowicie w obrębie choroby, a skorumpowany cyniczny polityk pozbawiony trosk materialnych oraz zepchnięty na margines społeczny wyznawca Prawdy to w zasadzie jedna i ta sama psychika - zakompleksiona, niepewna siebie, szukająca zabezpieczeń materialnych i duchowych przed nieodłącznym strachem, chora, zdegenerowana natura ludzka.
Nasza niewydolność we wszystkich dziedzinach życia zbiorowego jest dobrze udokumentowana w literaturze, zarówno naukowej jak i w beletrystyce. Powiązanie notorycznego kryzysu materialnego i moralnego z panującymi ideologiami też jest opisane, choć w mniejszym stopniu. Obraz tego zjawiska jest jednak czytelny po zapoznaniu się z pracami choćby Trentowskiego, Brzozowskiego i Stachniuka - twórców piszących w odstępach po pięćdziesiąt lat od siebie. Postulatów o rozpoczęcie dyskusji światopoglądowej jest już znacznie mniej - właściwie są tylko wzmianki na ten temat (Berent, Parandowski, Stachniuk). Natomiast same próby realizacji tego podstawowego (nie tylko dla nas) zadania w naszej humanistyce nie zaistniały. Tu wyprzedza nas nieświadome siebie życie, i obserwujemy coraz to nowe objawy buntu, przeważnie młodego pokolenia wobec zastanej hipokryzji panującej kultury. Wobec skurczenia się świata przez łatwość obiegu informacji mamy też dostępne do analizy podobne zjawiska w innych społeczeństwach.
Rodzi się bunt
To, co ludziom podpowiada podświadomość (nazywana czasami sumieniem, instynktem czy etyką naturalną) stanowi dość jednoznaczne rozróżnienie wartości. Kiedy jednak dochodzi do artykulacji tych odczuć obiegowymi pojęciami dzisiejszej kultury znika jednoznaczność sądów, a ich interpretacja przez intelekt przybiera różnorodne, często sprzeczne z sobą postacie.
Zjawisko to jest nieuniknione. Brak narzędzi do analizy światopoglądu nie daje możliwości zakwestionowania podstaw kultury, bez czego nie da się wyjść z błędnego koła, w którym jedne konsekwencje choroby kultury będą przyjmowane jako przyczyny innych. Założenia na których zbudowany jest gmach kultury są z jego wnętrza niewidoczne, a więc niedyskutowalne. Stąd bezradność zarówno człowieka próbującego buntować się przeciw otaczającej go patologii jak i intelektualistów próbujących znaleźć błędy w sposobach realizacji przez naszą cywilizację szczytnych - jak im się zdaje - wartości i celów.
Nie ma błędu
Dopiero spojrzenie na kulturę, jako prawidłową konsekwencję światopoglądu, na którym się opiera, przerywa jałowe poszukiwanie nieistniejących błędów realizacji i równie nieistniejących programów uzdrowienia kultury. Intelektualnie zabieg taki jest bardzo prosty i potrafi to robić każde dziecko reagujące na każde następne wyjaśnienie kolejnym pytaniem - dlaczego? Niestety zdobycie się na taką dziecięcą odwagę przez środowiska opiniotwórcze jest trudne. Zabobon (religijny czy naukowy), politically correct czy inne eufemistycznie maskowane zapory dla umysłu i artykulacji jego dokonań wciąż są skuteczne.
Obszary buntu
Jeżeli przyjrzymy się powstałym na przestrzeni dziejów projektom różnych Utopii czy współczesnym ruchom kontestacyjnym to przy ich różnorodności pomysłów na szczęście (co jest funkcją zastanej cywilizacji i temperamentu twórców) wspólny jest obszar buntu. Wszystkie one wyrastają z niezgody na toksyczne środowisko psychiczne, jakie organizuje społeczeństwu panująca kultura oraz nieuwzględnianie w realizacji cywilizacji potrzeb biologicznych społeczeństwa i możliwości środowiska przyrodniczego. Oczywiście, ten bunt jest jedyną wartością utopistów, gdyż ich pomysły mieszczą się w zamkniętym kręgu poszukiwania błędu wewnątrz zbioru konsekwencji tej samej przyczyny.
Naiwne (matematycznie poprawne) wyliczenia Kropotkina dotyczące technicznych możliwości wyżywienia społeczeństwa Francji nikogo nie interesowały, gdyż akurat cywilizacja francuska optymalizowała całkiem inną funkcję, a Kropotkin wierząc za Chrystusem, że człowiek jest z natury dobry, a za Kartezjuszem, że kieruje się intelektem, uważał, że wystarczy przekonać ludzi do swojej idei (i obliczeń) i wdrożyć ją, a nastanie raj. Niestety materializm dziejowy istnieje jedynie na papierze, ale o tym nie wiedział ani Kropotkin, ani Marks. Nie spodziewał się tego również Kartezjusz. Utopia powinna pozostać jedynie jako utwór literacki More'a.
Celowo w jednej myśli powołuję przedstawicieli różnych epok, aby ukazać ich bliskość zarówno w obszarach buntu jak i w akceptowaniu wartości będących przyczyną zła przeciwko któremu się buntują. Podobną niekonsekwencję wykazują współczesne ruchy kontestacyjne jak zieloni, neofaszyści, socjaliści, hippisi, czy kościoły różnych orientacji religijnych.
Współczesny ruch ekologiczny jest może najbardziej świadomą formą oporu przeciwko dominującej dziś (a w polityce wszechwładnej) mentalności zawłaszczania i jednocześnie terenem dojrzewania mentalności współdziałania. Brak mu jednak refleksji, że aby osiągnąć sukces nie wystarczy skupiać się na krytyce fatalnych skutków, jakie niesie dominująca dziś formacja kulturowa. Przede wszystkim trzeba dotrzeć do przyczyn tkwiących głęboko w systemie wartości, tam dokonać zmian i dopiero wówczas możliwe będzie wyprowadzenie założeń nowej kultury, nie produkującej patologii z którą trzeba walczyć.
Proponowany tu sposób rewizji podstaw światopoglądowych pokazuje, że nie wszystko trzeba wymyślać od zera. Są w doświadczeniach człowieka dokonania na których można się oprzeć i zawierają one wycinkowe odkrycia różnych współczesnych ruchów kontestacyjnych.
Punkt wyjścia
Jako że kształt kultury jest funkcją założeń światopoglądowych funkcjonujących w danej społeczności, a wszystkie inne czynniki mają znaczenie drugorzędne, nieodzownym będzie odszukanie tych założeń. W związku z tym, że aparat intelektualny angażowany w takim przedsięwzięciu jest już produktem tej kultury i jest obciążony jej założeniami, należy równocześnie kontrolować ten aparat. Wymóg ten powoduje, że musimy cofać się w historii do czasów powstawania zarówno światopoglądów jak i aparatu ich werbalizacji i ekspresji (artykulacji). Jest to zarazem okres krystalizowania się samoświadomości człowieka, zapoznawania się z podstawowymi prawami przyrody i organizowania sposobów utrzymania się biologicznego w ekosystemie oraz budowania relacji społecznych.
Zadanie dotarcia do źródeł nie jest jednak tak trudne, jakby mogło się początkowo wydawać. Zachował się bogaty zestaw mitów obrazujących początki tych procesów, zachowały się konstrukcje naturalnych języków powstających równocześnie ze świadomością ludów, gdzie są zawarte podstawowe elementy stosunku człowieka do siebie, świata i swojego w nim miejsca. Zachowały się wreszcie przekazy historyczne i archeologiczne, gdyż ostateczne krystalizowanie się podstawowych światopoglądów nastąpiło w starych kulturach śródziemnomorskich około VI w. p.n.e. a wiele ludów przetrwało do czasów nieomal współczesnych z pierwotnymi wersjami świadomości siebie i świata.
Prześledzenie procesu rodzenia się świadomości człowieka oraz jej historii ukażę w następnym artykule "Historia świadomości". Dziś przedstawię rzecz ważniejszą: wynik tego procesu - dwie postawy wobec życia - oglądany przez pryzmat współczesnej metodologii oraz narzędzia do analizy tych postaw i warunkujących je światopoglądów.
Miejsce człowieka w świecie
Świat dąży w kierunku wzrostu świadomości. Na mocy nieznanych jeszcze sił rządzących przyrodą tworzą się struktury o entropii niższej niż materiał wejściowy. Siły te długo nie były obserwowane, jednak człowiek domyślał się ich istnienia i wiedziony poszukiwaniem sensu, lub odkrywaniem mechanizmu świata, tworzył sobie wyobrażenia na ich temat.
Siły te, działając jako własności tworzywa, wygenerowały bogactwo form materii, jej organizacji wewnętrznej, rozmieszczenia w świecie, doprowadziły do rozwoju jej w formy o tak bogatej strukturze (atomy, galaktyki), że stało się możliwe, a więc na podstawie praw chaosu nieuchronnie musiało zaistnieć, takie zjawisko jak życie biologiczne.
Skomplikowana struktura życia biologicznego umożliwiła mu funkcjonowanie jako układ adaptacyjny, a możliwości ewolucyjne i samoorganizacyjne umożliwiły uzyskanie dodatkowego narzędzia, świadomości, której nośnikiem jest umysł ludzki, mogący włączyć się w dalszy rozwój jako podmiot świata.
W początkach historii człowieka jego umysł realizował zadanie przetrwania nośnika świadomości, przetrwania człowieka, jako gatunku. Ten etap człowiek przebył pomyślnie i zaczął funkcjonować jako świadomość świata, napędzana tą samą siłą, która doprowadziła do powstania materii, życia i umysłu. Objawiała się ona jako wola obecna w podświadomości - instynkt samozachowawczy, odczytywany jako sumienie, a narzędziami były ręce i intelekt. Człowiekowi działającemu jako świadomość świata podświadomość podpowiadała hierarchię ważności spraw, którą odczuwał jako swoje własne potrzeby. Zaspokajając je realizował proces wzrostu świadomości świata. Realizując instynktowną wolę, poznawał siebie i świat, tworzył fizyczne i umysłowe narzędzia do dalszych działań. Wówczas pomyślna realizacja tego celu napawała go dumą.
Gdzieś na etapie niepisanej jeszcze historii, ale już wówczas, kiedy siła i możliwości człowieka przekroczyły barierę niepewności jego egzystencji, wyłonił się problem: co dalej, na co poświęcić wyłaniający się nadmiar swojej mocy i możliwości. Niewiedza, że człowiek jest świadomością świata i powinien wyznaczyć kierunek dalszego jej wzrostu wyrwała człowieka z wielkiego kosmicznego procesu, odebrała poczucie wartości własnego życia i spowodowała dezintegrację osobowości. Ujrzał siebie jako fakt biologiczny i niezrozumiałą mieszankę emocji i intelektu. Jego biologia, podświadomość i intelekt, niezwiązane już w sprawny mechanizm wzrostu świadomości świata, działając w rozłączeniu zaczęły na własną rękę podejmować próby zagospodarowania ciągle zwiększającego się potencjału materialnego i dorobku intelektualnego powstającej cywilizacji. Zaczęło się zawłaszczanie. Zawłaszczanie dorobku. Zawłaszczanie przyrody. Zawłaszczanie woli.
Zawłaszczanie przyrody to psychiczne wyodrębnienie się z niej, i, jako konsekwencja tego, rabunkowe lub bezmyślne jej niszczenie. Zawłaszczanie woli (obecnej tak w zawłaszczającym jak i w innych ludziach) to przekierowywanie jej ze służenia procesowi wzrostu świadomości świata na usługi jego narzędzia - struktury biopsychicznej ludzi, to jednocześnie instytucje władzy (zawłaszczania ludzi) jak państwo, rodzina. Zawłaszczanie dorobku to wykorzystywanie wytworzonych narzędzi materialnych i intelektualnych dla osłabiania tego procesu lub nieefektywność w ich użyciu przez dysponentów.
Brak świadomości, powodował przyjmowanie kierunków działań na ślepo i powodował marnowanie większości sił i środków będących w dyspozycji ludzi. Napięcia wywoływane działaniami niezgodnymi z sumieniem przerywały marsz w złym kierunku, i na gruzach zniszczonych rozwiązań umożliwiały poszukiwanie czegoś nowego. Stosowany przez przyrodę rozrzutny mechanizm rozwoju metodą prób i błędów stał się też narzędziem człowieka. Upadki wielkich cywilizacji były nieuchronne, gdyż obecność błędu powodowała degenerację kultury tym szybszą im wydajniejsza była jej sprawność w realizacji swojego błędnego przesłania, im sprawniejsze stawało się zawłaszczanie.
Początki świadomości
Przetrwanie człowieka w zwierzęcej jeszcze świadomości było trudne, jako że jego forma biologiczna była gorzej przystosowana do zmiennych warunków klimatycznych, a także był słabiej od innych zwierząt wyekwipowany w ułatwiające przetrwanie wyposażenie do walki i siłę fizyczną.
Niedobory te powoli zaczęło rekompensować poznawanie siebie i świata. Umysł tworzył coraz większą bazę wiedzy o warunkach otoczenia i możliwościach dostępnych reakcji na nadchodzące zdarzenia. Przewidywanie skutków działań zaczynało być daleko precyzyjniejsze i bardziej dalekosiężne niż u innych zwierząt i ta właściwość umysłu dała człowiekowi zaczątki bezpieczeństwa wobec przyrody.
Świadomość, że w danej sytuacji można zachować się różnie była równoznaczna z odkryciem woli jako instrumentu wyboru z różnych możliwości na podstawie kryterium oczekiwanego skutku. Pożądane skutki nadchodzących działań podpowiadał instynkt, a intelekt dobierał działania mające do nich doprowadzić. Mając tę świadomość człowiek stał się takim jakiego go znamy już z początków okresu pisanej historii.
W międzyczasie jeszcze sformalizuje swój język (a raczej języki), wykształci też aparat pojęciowy odzwierciedlający model świata, związany ze sposobem życia, realizacji potrzeb, charakterem obcowania z przyrodą i innymi ludźmi. Etap ten zakończony został osiągnięciem warunków bezpieczeństwa zapewniających trwanie gatunku, zharmonizowaniem wewnętrznego odczucia siebie i świata z intelektualnym jego opisem i cywilizacją na etapie pierwotnego rolnictwa. Stare podania sumeryjskie nazywały te osiągnięcia powstaniem człowieka ze zwierzęcia i chyba miały rację. Jako moment przełomowy notują one fakt wykopania pierwszego rowu nawadniającego pole pod przyszłą uprawę, fakt dostosowania środowiska do swoich potrzeb. Wola człowieka jako podmiot świata. Kultura sumeryjska to już wiedziała - teraz musimy odkrywać to po raz drugi.
Człowiek w kulturze zawłaszczania
Nieznane budzi niepokój. Nieznana przyszłość może być powodem twórczego niepokoju, który obliguje do wytyczenia celów działań, mających przyszłość tę oswoić. Wpleciona w plan realizacji celów staje się nie tylko poznana, ale jeszcze jest elementem tworzącym osobowość - włączona jest w obręb tego, co człowiek nazywa sobą, co odczuwa jako swoje ja, swoją kulturę. Ta przyszłość, wszystkie elementy, które mają ją stworzyć, zostaje włączona w obręb świata objęty świadomością.
Kiedy jednak człowiek nie staje na wysokości zadania i nie potrafi wytyczyć celów angażujących jego potencjał twórczy i cały dotychczasowy dorobek, przyszłość staje się czymś w stosunku do czego ma poczucie winy, poczucie niespełniania swojej roli w świecie, poczucie niespełnienia siebie. Następuje postój w drodze życiowej. Niczemu nie służący wypracowany dotychczas materialny i intelektualny aparat twórczy rodzi poczucie, że to wszystko, zamiast czemuś służyć marnuje się bezużytecznie. Powoduje to taki stres, że człowiek, nie mając porywających celów, gorączkowo szuka choćby jakichś ich atrap. Te, absorbując część przynajmniej możliwości, złagodzą nieprzyjemne uczucie braku zaangażowania nadającego wartość jego życiu.
Bez obecności programu dla wszechświata, w którym człowiek ma szczytną funkcję jego realizatora i który podporządkowuje temu programowi wszystkie siły i środki, osobowość dezintegruje się. Będące w zasięgu możliwości, nieujęte w program, tracą łączność - postrzegane są jako elementy odrębne, często opozycyjne względem siebie. Człowiek zauważa, że jego biologia, intelekt i wola rozchodzą się w swoich własnych teraz dążeniach i jedno chciałoby dwóm pozostałym narzucić własny punkt widzenia. To co człowiek nagromadził wokół siebie widziane jest teraz jako zbiór niepowiązanych ze sobą spraw i rzeczy - przeważnie niepotrzebnych w świecie zdezintegrowanej jednostki. Niewielką ilość tego mogą zawłaszczyć elementy rozbitej osobowości, a reszta staje się dowodem, że dokonana została prymitywizacja człowieka i budowanego przez niego świata.
Chora osobowość broni się przed tym niekorzystnym obrazem siebie przez próby unieważnienia tego wszystkiego, co stanowi nadmiar w stosunku do potrzeb prymitywizowanej jednostki. Powoduje to nihilistyczny stosunek do otaczającej rzeczywistości i wewnętrzne łamanie podświadomości nie chcącej zgodzić się na dokonane unieważnienie świata. Człowiek zafundował sobie wewnętrzne rozbicie i dozwolił elementom swojej osobowości na wzajemną walkę i wyniszczanie się.
Do końca oszukać podświadomości się nie da i pomimo udanych prób podporządkowania swojego świata impulsom rozbitej osobowości - atrapom autentycznych twórczych celów, stale jest obecny brak poczucia własnej wartości. Niepewność egzystencji powodowana tym strachem stanie się powodem przyjęcia polityki zawłaszczania otaczającej rzeczywistości (w tym woli innych ludzi) po to, aby uniemożliwić proces sprawiedliwego ustalenia się życia tej jednostki na odpowiednio niskim poziomie odpowiadającym zresztą niskiej samoocenie.
Ból egzystencjalny - chora świadomość zagubienia w świecie, strach przed niepewnością jutra - domaga się uśmierzenia. Wszystko przed tą potrzebą kapituluje, także umysł, który nie widzi już świata inaczej jak poprzez tę niepewność chorej jednostki. Widzi ona siebie jako coś odrębnego od reszty świata, jako coś innego rodzaju. Reszta świata jest czymś obcym, czymś w opozycji do niej. Człowiek nieświadomie wymyślił personalizm. Zauważył też, że wokół niego jest więcej takich jak on odrębnych jednostek, każda w opozycji do świata. Tak narodziła się solidarność na płaszczyźnie idei personalizmu, solidarność tylko względem tej idei, przy wszelkich konsekwencjach obcości względem siebie we wzajemnych stosunkach. Człowiek zaczął myśleć kategoriami jednostki, której wrogiem jest cały świat. Zagospodarowująca nadwyżki możliwości człowieka inteligencja wytworzyła zjawisko nadkonsumpcji i hedonizmu. Starając się podporządkować tym ideologiom cały świat nieuchronnym stał się nihilizm, by za jego pomocą unieważnić wszystko, co jest im zbędne, co przypominało o tym, że konsumpcja i zabawa to tylko drobny fragment życia. Istniejąca nadal podświadomość przypominała człowiekowi o tym, że jest w niej wola świata, a instynkt samozachowawczy - sumienie, że postępowanie winno podlegać jakimś ograniczeniom. Chwilowo brak było dla nich zajęcia. Zagospodarowaniem tych odczuć będzie świat religii i moralności wymyślany tak, by odpowiadał okrojonemu do jednostki biologicznej, często wrogiemu światu człowiekowi. Sposób w jaki to zagospodarował, zależał od jego trybu życia i sposobu zaspokajania podstawowych potrzeb życiowych. Tak powstały religie utrwalające błąd w kulturze i dzięki temu powodujące, że dalszy rozwój okupiony był niezliczonymi klęskami, zahamowaniami, i ofiarami. Rozwój trwał jednak nadal, gdyż na mocy praw ewolucji propagacja błędu powoduje zniszczenie błędnej opcji dając pole do nowych poszukiwań tam, gdzie ten błąd był mniejszy.
Personalistyczna odpowiedź na niepokój egzystencjalny nie jest jednak w stanie usunąć bólu - konsekwencji rozbicia osobowości. Atrapa jako cel jest nieskutecznym lekarstwem, więcej nawet - pogłębia chorobę i powoduje chęć zastosowania tego leku w większej dawce. W ten sposób, dzięki dodatniemu sprzężeniu zwrotnemu nakręca się spirala nieufności do siebie i świata i odpowiedź na nią - spirala zawłaszczania przyrody, własnej i cudzej woli, dorobku kultury po to tylko, aby w obliczu bólu egzystencjalnego dać złudzenie zabezpieczania przed wrogim światem.
Rolnik i koczownik
Początki świadomości człowieka i droga, którą ją uzyskiwał przetrwały w najstarszych mitach. Opisują one jak to człowiek, odkrył, że ma wolę i intelekt, i jak zaczął z nich korzystać - wpierw nieporadnie, a w miarę zdobywania doświadczenia i wiedzy o przyrodzie, sobie i właściwościach swojego umysłu, coraz to lepiej. Mity zauważają też pierwsze, znamienne w skutki porażki umysłu, który logizując świat wynalazł oprócz konstruktywnych modeli rzeczywistości idee prowadzące do zatrzymywania rozwoju świadomości, a nawet wyposażania ją w treści prowadzące do destrukcji już dokonanych osiągnięć.
Mity ukazują, że źródłem błędnych kierunków rozwoju cywilizacji i kultury było zawłaszczanie.
Z zawłaszczania przyrody wyrosła mentalność koczownika, który nieomal natychmiast sięgnął też do zawłaszczania dorobku kultury i to czym zawładnął przekształcał w środki dowartościowania się. Wobec braku programu dla świata, nie tworzył kultury i odczuwał brak poczucia wartości siebie. Późniejsze opanowanie władzy w świecie przez nosicieli mentalności koczowniczej spowodowało, że zawłaszczanie stało się podstawą funkcjonowania życia zbiorowego ludzkości.
Zawłaszczanie woli stało się podstawą błędów życia prywatnego ludzi. Początkowo dotyczyło to tylko koczowników i ich nierzadko niewolniczych form życia rodzinnego. Ludy agrarne, które nie wykształciły mentalności zawłaszczania w stosunku do przyrody i dorobku kultury, nie dążył też do zawłaszczania woli najbliższych współplemieńców, wykształciły instytucje życia prywatnego, w tym rodziny oparte na szacunku, zaufaniu i dostosowaniu form życia rodzinnego do wymogów efektywności rozwijanej kultury. Jednak wraz z opanowaniem władzy politycznej przez koczowników upadały obyczaje rodzinne wykształcone przez mentalność agrarną i zawłaszczanie najbliższych, a właściwie nieustanne zmagania o dominację w rodzinie, opanowały całą ludzkość.
Koczowniczy model rodziny, przyjęty dziś w prawie całym świecie prowadzi do zawłaszczania psychiki dzieci przez rodziców. To okalecza nowe pokolenia brakiem zaufania do siebie, a tym samym czyni je niezdolnymi do pełnienia podmiotowej roli wobec świata i siebie. U ludów agrarnych spowodowało to zahamowanie rozwoju i uwiąd wszelkich instytucji życia zbiorowego. U koczowników natomiast, zwiększyło nieufność wobec siebie i zaostrzyło drapieżność wyścigu szczurów.
Wobec funkcjonowania tych błędnych idei sprawność kulturotwórcza człowieka, zapoczątkowana uprawą ziemi - stąd kojarzona z mentalnością rolnika, była niska. Momenty, kiedy mentalność ta stawała się dominantą jakiejś społeczności były w historii nieliczne, ale im zawdzięczamy prawie wszystko to, co osiągnęliśmy. Te błędy osiągnęły dziś etap całkowitego podporządkowania sobie kultury i zatrzymały rozwój - przy czym zatrzymanie oznacza nieustanny konflikt ludzi zarówno w życiu zbiorowym jak i prywatnym.
Mentalność rolnika
Historię cywilizacji możemy rozpatrywać od momentu, kiedy pierwotny sposób życia ludzi oparty na przystosowywaniu się do otaczającej przyrody przeszedł w dwa diametralnie różne nastawienia: współpracującego z przyrodą rolnika i zawłaszczającego ją koczownika.
Rolnik znalazł się w korzystniejszej sytuacji psychicznej. Współpraca z przyrodą była i gwarantem jego powodzenia w zabezpieczeniu warunków bytu i czynnikiem kształtującym światopogląd, w którym nie tylko czuł, że jest elementem przyrody ale też, że jest za nią odpowiedzialny. Im więcej musiał, dla swojego powodzenia, w tę przyrodę ingerować, tym bardziej rozumiał jej funkcjonowanie, tym bardziej stawał się jej podmiotem, i tym bardziej czuł, że ingerencja w naturalny porządek przyrody jest sprawą bardzo ryzykowną i musi być czyniona z dużą rozwagą i odpowiedzialnością. Znajduje to odzwierciedlenie w duchowości ludów agrarnych, która zawierała zawsze elementy świętości przyrody i integralności jej jako systemu zawierającego w sobie również działalność cywilizacyjną człowieka. Człowiek jest wpleciony w przyrodnicze cykle życia, jego duchowość jest podobna do duchowości zwierząt a nawet roślin i wielu elementów przyrody nieożywionej. Wyróżnia go natomiast wiedza. Wiedza jaką zdobywał o przyrodzie dawała mu prawo czucia się jej gospodarzem, ale dawała też do zrozumienia, że tylko kumulowanie efektów wieloletnich doświadczeń i wieloletniej pracy pozwala na podejmowanie odpowiedzialnych działań i umożliwia uzyskanie zamierzonych efektów.
Jako konsekwencje intelektualną takiej duchowości wszystkie ludy agrarne wytworzyły, jako swój światopogląd, jakąś formę panteizmu. W dzisiejszym rozumieniu było to coś znacznie bliższego teorii kultury niż religii. Kultura, czyli uprawa dotyczyła zresztą szerszych aspektów życia niż rolnictwo, ale zasadniczy rys mentalności kulturotwórczej został przeniesiony z rolnictwa na inne dziedziny życia, i widzieliśmy w tych kulturach uprawianie różnych sztuk, rzemiosł.
Mentalność koczownika
Wędrujący ze swoimi stadami w poszukiwaniu pastwisk koczownik znalazł się w sytuacji psychicznie niekorzystnej. Wstępował na nowy teren jako intruz, eksploatował gotowe dobra przygotowane przez przyrodę i odchodził, zostawiając za sobą zdewastowany teren. Uczucia które towarzyszyły takiemu stylowi życia nie mogły być budujące, a odczucie jedności z przyrodą nie mogło się pojawić. Pogłębiał się natomiast niepokój o jutro zależne od znalezienia kolejnego terenu do eksploatacji, niepokój o swój status, który nadwyrężony był opozycyjną postawą do reszty świata. Bo oprócz eksploatowanej przyrody obce mu były także konkurencyjne hordy i ich stada. Ta opozycyjność miała bardzo konkretny wymiar. Z konkurencyjną hordą trzeba było walczyć; przepędzić, aby uzyskać pastwisko. Można było walkę przegrać i zginąć, albo uciec bez stada i dobytku. Można było też zdobyć stado wroga. Ciągła wojna lub jej potencjalna możliwość zorganizowały społeczność hordy w strukturę efektywną w walce. Wyłanianie najlepiej walczących i podporządkowanie się im reszty społeczności było zadaniem na tyle ważnym, że wytworzyło hierarchiczną strukturę społeczności, w której, ze względu na powodzenie całej hordy, ludzie dobrowolnie zrzekli się swej autonomii na rzecz herszta. On w zamian za rezygnację z własnej podmiotowości i gotowość do posłuchu nawet w obliczu śmierci gwarantował przetrwanie społeczności i prawo do eksploatacji reszty świata, tj. przyrody i pobitej konkurencji.
Konsekwencją tak ukształtowanego ducha koczownika było przyjęcie abstrakcyjnej - arbitralnie przyjętej hierarchii jako prawa organizującego cały świat. W ramach tej większej hierarchii uzasadnieniem pozycji herszta był abstrakcyjny nadherszt - Bóg, który tak samo apodyktycznie włada światem i udziela koncesji na władzę jak herszt w hordzie. Wykreowane w ten sposób religie z osobowym bogiem stały się ostoją i rozsadnikiem mentalności koczowniczej w późniejszych czasach, kiedy wędrowanie ze stadami ustąpiło miejsca innym zajęciom. Pielęgnowana przez nie mentalność zawłaszczania, była anachronizmem już wtedy, gdy pojawiły się pierwsze wysokocywilizowane ośrodki kultury agrarnej, jak Sumer, Egipt, Kreta, niestety dotrwała do dziś, w międzyczasie niszcząc kolejne próby odradzania się kultur.
Koczownictwo mentalnie polega na braku refleksji nad prawami rozwoju świata i uznaniu człowieka uprawnionym do rabunkowej eksploatacji przyrody i zawłaszczaniu uzyskanego już dorobku kultury dla potrzeb dalszego sprawniejszego pasożytnictwa w przyrodzie i społeczności. Ideologia koczownicza powoływała na swój użytek zespół mających ją uzasadniać symboli, w którego centrum był zawsze mistyczny suweren, nadawca i gwarant ideologii.
Efektem funkcjonowania koczownictwa była niezmiernie niska wydajność kulturowa człowieka i okresowe lokalne zapaści cywilizacyjne w momentach, kiedy koczownikowi udawało się zrealizować gdzieś społeczność opartą jedynie na jego ideologii. Na poziomie wiedzy potocznej koczownictwo zostało rozpoznane już w momencie jego powstania - świadczy o tym mit o Kainie i Ablu, jednak brak było narzędzi intelektualnych do rozpoznania zjawiska na tyle głęboko, by można było zrozumieć jego źródła i żywotność, a tym samym podjąć trud jego wyeliminowania. Możliwości te dała dopiero filozofia kulturalistyczna dwudziestego wieku.
Kumulacja błędów
Błędy były po obu stronach. Kultury agrarne zamykały się w swoich enklawach, nie mając szerszego planu cywilizacyjnego. Po osiągnięciu bezpieczeństwa i dobrobytu miały nadmiary energii, która nie zagospodarowana kulturowo, zaczęła służyć substytutom działań kulturotwórczych i następowała stagnacja. Nie było też programu dla początkowo słabych i biednych wędrownych hord. Te zaś w sporadycznych kontaktach z kulturą przyswajały sobie jej zdobycze i rewanżowały się podbojem. Tym sposobem mentalność koczownicza dostawała duży zastrzyk sił, których sama nie byłaby w stanie wypracować. Koczownicze państwo mogło pokusić się wówczas na eliminowanie konkurujących hierarchii i zawłaszczanie innych ośrodków kultury. Wzmocnione podbojami i zawłaszczaniem szybciej doprowadzały swoje postulaty zawłaszczania do maksymalnego poziomu, który bywał równoznaczny z jej wewnętrzną niewydolnością i rozpadem stworzonej przez nią cywilizacji. Wówczas, na gruzach odbudowywała się nowa kultura i stawała się łakomym kąskiem dla następnych zdobywców z mentalnością koczowniczą.
Kilka tysięcy lat historii cywilizacji wypełnione jest wzrastaniem kultur i ich upadkami powodowanymi dopuszczeniem do stagnacji, wojnami koczowników i podbijaniem przez nich spetryfikowanych kultur rolniczych. W międzyczasie następowała zmiana obszarów kultury, które podlegały rozwojowi i ew. zawłaszczaniu. Następowały też zmiany granic domen myślenia agrarnego i koczowniczego z widocznych, geograficznych u zarania cywilizacji do formalno-prawnych i psychicznych dziś. Problem pozostał.
Perspektywy przełomu kulturowego
Kryzys dotychczasowej kultury jest typowy. Maksymalne zawłaszczanie, minimalna efektywność. Mamy jednak większą szansę na to, że na gruzach tego co zastaliśmy będziemy budować już coś zdrowego. Znamy błąd poprzedników. Możemy go wyeliminować. Już coś się dzieje na tej drodze.
Osiągnięcia cywilizacyjne, okupione zagładami zawierających błąd kultur są jednak na tyle duże, że możliwe jest dziś sprowadzenie ludzi na drogę rozwoju bez załamań, przy wyeliminowaniu głównych problemów z jakimi boryka się nasza kultura. Jest to do osiągnięcia tylko za pomocą zmian w świadomości, za pomocą uświadomienia sobie przez ludzi miejsca i roli człowieka w świecie.
Dzisiejszy świat dobrnął do stanu, który nie ma szans na stabilność. Koczownik ma siłę i władzę, ale aby mógł dalej przeżyć potrzebuje nowych terenów, nowych obszarów do zawłaszczania. Biorąc pod uwagę poziom cywilizacyjny współczesnego koczownika (USA i Europa zachodnia), nie ma on szans na konieczną mu do życia ekspansję - świat na to zbyt mały. Dodatkowo natrafia na opór ludów agrarnych (Słowianie, Celtowie, Chińczycy), które zaczynają kosztem bolesnych lekcji rozumieć, do czego prowadzi tolerowanie zarówno poczynań koczownika jak i obecności jego mentalności i jego prawa we własnym życiu zbiorowym. Kiedy koczownik nie będzie mógł ekspandować na zewnątrz, to, prawem wyścigu szczurów, będzie spychał do obszaru zawłaszczanego świata coraz większe rzesze swoich własnych społeczeństw i coraz większe obszary kultury we własnych krajach. W nich natomiast rodzą się nieświadome siebie nurty agrarne jak: ekologizm, różne odmiany New Age, odchodzenie od koczowniczej religii chrześcijańskiej, odmowa uczestnictwa w wyścigu szczurów.
W konsekwencji braku możliwości ekspansji, koczownik albo pożre sam siebie, albo wygeneruje u siebie silny opór wewnątrz własnych społeczeństw, gdzie tendencje do agraryzacji mentalności pojawiają się i rosną w siłę. Tak upadały wszystkie znane z historii imperia koczownicze.
Zanim to jednak nastąpi może dojść do totalnych wojen między pozostałymi na arenie koczownikami, tak, aby pozostał tylko jeden - niezagrożony. Takie aspiracje ma teraz USA. Może też dochodzić do prób zniewalania przez istniejących jeszcze koczowników resztek świata nie do końca podległego koczowniczej hierarchii. To zachodzi teraz w Europie środkowej, gdzie za pomocą wymuszania, otumaniania czy agresji zbrojnej ustanawia się jako obowiązujące koczownicze prawo zawłaszczania i włącza je w koczowniczy świat. Wobec jednak toczącego się już procesu pożerania przez hierarchię koczownika własnych społeczeństw, te nowo wchłonięte obszary od razu stanowią ośrodki oporu i od nich opór rozszerza się na społeczeństwa tradycyjnie koczownicze.
Aby powstrzymać te procesy oporu koczownik zwiększa ucisk, a energię na to czerpie z szybszego pożerania własnych zasobów. W tym zwiększającym się napięciu może dochodzić do lokalnych przeciążeń psychicznych ludzi i w zależności od ich pozycji w społeczeństwie owocować to będzie wojnami, aktami terroru, chorobami psychicznymi czy ogólnie zezwierzęceniem kontaktów międzyludzkich.
Niezależnie jednak od czasu i liczby konfliktów i wojen rezultat tych zmagań może być tylko jeden. Przysłowiowy Kain musi zabić Abla, aby kultura mogła przejść na wyższy etap. Przeciwko koczownikowi jest dziś wysoki poziom cywilizacyjny, zmuszający go do zawłaszczania większych obszarów i zwiększający się na nich opór. Abel nie może zabić Kaina, gdyż straci obszar zawłaszczania, a Kain coraz bardziej ufny swej Świadomości agrarnej coraz śmielej będzie podnosił rękę na Abla wyłączając kolejne pastwisko zasilające koczownika.
Ważne jest jednak, jak długie będą te ostatnie zmagania, i jakie będą ich koszty. Ostatnia faza będzie toczyć się w najwyższym napięciu i przy rzuceniu na szalę przez ostatniego koczownika wszystkich, zgromadzonych dzięki podporządkowaniu całych resztek koczownictwa w jedną hierarchię, sił i środków. Miejmy nadzieję, że siły kultury będą wówczas na tyle duże, by ta faza walki była krótka, a koszty minimalne.
Kultura pozbawiona obciążenia koczownikiem będzie jednak musiała dbać o to, by mieć stale program rozwoju angażujący wszystkie jej potencjalne siły, gdyż jego brak może spowodować alienację społeczeństw i odtworzyć mentalność zawłaszczania. To już jednak zadanie dla nowego pokolenia, które będzie wchodzić w życie z otrzymaną od nas artykulacją pełnej świadomości kulturowej, zapoczątkowanej doświadczeniem uprawy ziemi a dziś potrafiącą poddać uprawie wszystkie obszary swojej kultury z uprawą człowieczeństwa włącznie.
Zdzisław Słowiński, Pierwodruk ZB nr 6 (164)/2001, sierpień 2001
Warto przeczytać i przyswoić:
"Dobrem jest wszystko to, co jednostkę pozytywnie wiąże z kulturą i jej moc wzmaga, złem zaś to, co jednostkę z kultury wyrywa, jej wiązadła i moc osłabia, pośrednio unicestwiając absolutny pierwiastek indywidualności."
"Zasadniczą własnością człowieka jest geniusz tworzycielski, czyli zdolność wiązania żywiołów psychiki ludzkiej z żywiołami natury w taki sposób, że powstaje nowy i potężny kształt mocy, temuż człowiekowi podległy."
"Jestem człowiekiem. Znaczy to, że jestem spełniającym się zadaniem świata." (cytaty z książki)
Tylko kilka razy w historii wystąpiła wymiana paradygmatu kultury. Zawsze wiązało się to z aktualnością pytań o sens świata i istotę człowieczeństwa. Współczesny przełom kulturowy wydaje się najgłębszy, gdyż rewizji poddajemy dwadzieścia wieków historii obciążonej mrokiem chrystianizmu i wypracować musimy propozycję kultury odporną na podobne upadki. Człowiek nagle odkrył, że jest odpowiedzialny za siebie i za cały kosmos, którego stał się świadomością. Kultura natomiast, jako organizm powstały z przetworzonego wolą człowieka kawałka świata stała się kolejnym piętrem ewolucji.
Filozofia Jana Stachniuka dotyczy już bardziej człowieka jako podmiotu organizmu kultury (tego człowieka z rozpoczynającej się epoki), niż dotychczasowego - przerażonego światem zwierzęcia gatunku Homo sapiens. Człowiek zresztą jest nie tylko sapiens, ale przede wszystkim emotionalis i to czyni go zdolnym do ciągłego poszerzania zakresu swojego "ja" o zdobycze kultury i cywilizacji.
"Wspakultura" jest rozwinięciem rozdziału "Człowieczeństwa i kultury" o tej chorobie kultury, podobnie jak "Chrześcijaństwo a ludzkość" jest rozwinięciem odpowiedniego rozdziału "Wspakultury". Przedmiot rozważań opisany w tym szkicu jest rozwinięciem problemu, który ogólnie postawiony został już w poprzedniej mej pracy p. t. "Człowieczeństwo i kultura". Omawiałem tam zasady tyczące się istoty człowieka, kultury i techniki forsowania naszego człowieczego posłannictwa w świecie; starałem się uporządkować podstawy światopoglądowe tzw. "Kulturalizmu". Szczególną uwagę budziła sprawa wynaturzenia człowieka, wykolejenia się naszego posłannictwa. Całokształt problemów związanych z degeneracją człowieka i kultury z braku innego odpowiedniego słowa, nazwałem "wspakulturą". Praca niniejsza jest poświęcona tematyce "wspakultury".
"Wspakultura" jest ogniwem ciągu myślowego, który rozwinąłem w szeregu prac: Kolejność logiczna ogniw myśli, jest inna niż porządek chronologiczny wydawanych książek. Dla orientacji czytelnika podaję więc: pierwszą pracą będącą bazą wyjściową ciągu myśli jest "Człowieczeństwo i kultura" (1946); drugą, "Wspakultura" (1948); trzecią, "Dzieje bez dziejów" (1939); czwartą, "Państwo a gospodarstwo" (1939); piątą, "Walka o zasady" (1947); szóstą, "Zagadnienie totalizmu" (1943); następną przygotowywaną pracą jest "Przyszłość słowiańszczyzny". W takiej kolejności, myśl którą rozwijam występuje najwyraziściej. Książki wyżej podane stanowią pierwszy, fundamentalny cykl. Z niego wyprowadzi się drugi cykl; zbliżający nas do praktyki bieżącej historii. Obejmie on zagadnienia realizacji rewolucji kulturowej. Inna kolejność toku akcji jest pozbawiona sensu. Dopiero wiedząc czym jest schorzenie człowieczeństwa i kultury czym jest wspakultura, możemy określić co jest z nami, w jakiej dżungli wynaturzeń i nawarstwień chorobowych historii jesteśmy pogrążeni.
Zobaczmy, jak rysuje się upadek Rzymu w umyśle św. Augustyna, jednego z jego sprawców: "Cóż takiego w klęsce owej (zburzenie Rzymu przez Alaryka w 410 r., przyp. aut.) wycierpieli chrześcijanie, co by im się na pożytek nie obróciło, skoro tylko w duchu wiary nad tym się zastanawia?"; ("Państwo Boże", I, 9).
(...) Jak wiemy, siły zbrojne Germanów hasających po imperium rzymskim były śmiesznie nikłe. (...) A pomimo to zdobywali olbrzymie terytoria, rojne milionami mieszkańców. Zrozumiemy to, gdy uświadomimy sobie, że "piąta kolumna" krzyża była już wtedy przy władzy. Na rumowiskach cywilizacji antycznej zapadały mroki krzyża.
Głęboka prawda tkwi w porzekadle: Kościół cierpi, gdy nie cierpi. "Chrześcijaństwo a ludzkość" Jana Stachniuka to rewelacja na skalę światową. Takiej teorii chrześcijaństwa, opracowanej ze stanowiska panhumanizmu, nie stworzył dotąd żaden chrystolog, żaden kulturoznawca. Zdobyć się na nią mógł jedynie umysł całkowicie nieprzystępny sugestiom krzyża i spod krzyża, umysł Polaka, a nie polakatolika.
Przedstawiony w niniejszej pracy obraz chrześcijaństwa może spotkać się z zarzutem, iż jest jednostronny. W istocie, jest taki, bo ukazuje chrześcijaństwo, jakim je widzi człowiek zdrowy, panhumanista, który wobec degeneracji człowieka nie zachowuje się biernie, ale z nią walczy.
Książka niniejsza jest początkiem serii prac, zadaniem których jest dokonanie zasadniczego przewartościowania podstaw kultury polskiej. To zaś otwiera z kolei widoki na zdecydowaną przemianę polskiej umysłowości w ogóle.
Taki rzut zamierzeń wynika z odpowiedzi na pytanie: jakie zadanie hierarchicznie najważniejsze stoi przed narodem polskim w obecnym okresie historycznym? Odpowiedź formułujemy następująco: najważniejszym zadaniem jest likwidacja choroby, która od trzech stuleci wyniszcza naród polski; ogniskiem choroby jest system najwyższych wartości, stanowiący podstawę polskiej psychiki zbiorowej; wykładnikiem choroby jest uwiąd cywilizacyjny Polski i klęski polityczne stale w nas godzące; przeciwstawianie się tym klęskom, walkę z tym lub owym wykładnikiem naszego upadku, uważamy za zajęcie jałowe. Chcemy ugodzić w przyczynę, nie zaś widome skutki. Obrazowo mówiąc, uważamy za ważniejsze, ugodzenie w utajone źródło naszej dziejowej niemocy, niż ofiarną walkę z takim lub innym "zaborcą", który był zawsze wynikiem naszego upadku, i to wynikiem naturalnym, tak jak ruch wskazówki na manometrze wskazujący obniżanie się ciśnienia w kotłach maszyn parowych.
Współczesne przeobrażenia społeczno-ustrojowe są szczęśliwym zbiegiem okoliczności historycznych, sprzyjających zamierzonemu dziełu radykalnej odnowy Polski. Trzeba je uzupełnić na "drugim froncie", a tym jest rewolucyjne przeistoczenie naszej tradycji kulturowej. To co nazywamy "polską kulturą duchową", a więc treści tradycyjne, formujące umysłowość mas polskich w ciągu ostatnich dziesięciu pokoleń, to wszystko musi być dogłębnie przewartościowane i przebudowane, gdyż w nich się mieści utajone źródło schorzenia Polski.
Do tego zadania przygotowywaliśmy się usilną pracą. Tajemnica upadku Polski, jak i drogi jej odnowy nie są jakimś typowo polskim zagadnieniem; wręcz przeciwnie, to co z nami się dzieje od stuleci, jest w zasadzie dramatem ogólno-ludzkim. Powszechne jest zjawisko ustawania człowieka w spełnianiu swego posłannictwa. Olbrzymia większość ludzkości zbłądziła, wytwarzając systemy rezygnacji; jednym z nich jest chrześcijaństwo. W wyniku złożonych procesów historycznych, zostaliśmy zepchnięci w jego zasięgi. Chcąc się wyzwolić z tego zaklętego kręgu należało opanować myślowo istotę naszego położenia na tle problematyki ogólnoludzkiej, zwalczyć niezliczone sugestie kuszące łatwizną, pociągające żywym kolorytem aktualiów historycznych. Przemyślenia obejmujące te sprawy, zamknąłem w pracy pt. "Człowieczeństwo i kultura". To są zasady naszego oglądu świata. Szczegółowsze rozwinięcie pewnej klasy zagadnień przygotowuję w pracy pt. "Teoria wspakultury". Na tych podstawach można oprzeć analizę; problemów polskich. Wspólnym mianownikiem tej analizy jest postulat rewolucji kulturowej w Polsce, jako warunku przeistoczenia charakteru narodowego.
Etapami rewolucji kulturowej będzie analiza choroby dziejowej, przewartościowanie treści tradycyjnych, wytyczenie dróg odnowy, i montaż polskiej ideomatrycy, wspartej na pierwiastkach zdrowia.
Problemat rewolucji kulturowej, jako czołowe zadanie historyczne, przed którym Polska stoi, usiłowaliśmy ująć w jego całokształcie. Stąd wynika swoista architektonika myślowa pracy. Musieliśmy udzielić zbyt wiele miejsca naświetleniu samej genezie zagadnienia; nie łatwo jest pisać o rewolucji kulturowej, gdy opinia publiczna jest z samobójczym uporem nastawiona na konserwację swojej choroby. Pomieszanie pojęć, ocen i hierarchii faktów jest w Polsce straszliwe. Książka jest przeznaczona dla tych nielicznych, którzy już się wyłamują spod hipnozy sił upadku. Służy ona uporządkowaniu zasad, jako wstępu cło praktycznej działalności. Pierwszą fazą tej działalności będzie rekonstrukcja naszego dziedzictwa kulturowego. Do tego zadania już jesteśmy w stanie przystąpić. Ukażą się rychło niespodziewane, zdumiewające perspektywy, wobec których zblednie wszystko, co dotychczas na temat ten myślano i pisano.
Każda chwila najbardziej prywatnego życia Polaka pod okupacją przygnieciona jest straszliwym ciężarem drugiej wojny światowej. Wychodząc na ulicę miasta, pytamy się najpierw, czy na mieście jest spokojnie, czy nie ma łapanek, obław, zabijania przechodniów. Spokojny sen nocny jest ryzykowny wobec nagłego zgrzytu opon auta Gestapo przed bramą domu.
Żyjemy w dżungli najeżonej śmiertelnym niebezpieczeństwem, którą jest krąg drugiej wojny światowej. Objął on nas całkowicie nie ma zeń ucieczki poprzez ciche odejście na ubocze. Długie dziesięciolecie złożyło się na to, że się tak stać musiało.
W łonie cywilizacji europejskiej w ciągu dłuższego czasu dojrzewały pierwiastki, które doprowadzić musiały do dzisiejszego widowiska. Jest ono znamieniem zachodzących głęboko przeobrażeń. Byłoby rzeczą banalną podkreślać raz jeszcze ich światowa doniosłość i zasięg. Wiemy tylko, że obejmują one każdą dziedzinę życia: moralną, pojęciowa, społeczną i gospodarczą.
Z tego stwierdzenia wynikają dla nas dwa stanowiska, dwie postawy posiadające szczególniejsza doniosłość, a mianowicie: 1) albo będziemy nadal biernie poddawać się potokowi ogarniających nas przeobrażeń; pozostając w pozycji bezwładnego oczekiwania na następne uderzenia młota dziejów, bezlitośnie formującego wszystko, co się znajduje na kowadle, albo 2) przejdziemy do roli kowala własnego losu. Nie wolno nam przy tym żywić taniej złudy, iż odgrodzenie się murem własnych granic państwowych całkowicie zabezpiecza przed wstrząsami wulkanu dziejów, O tym, czy jest się przedmiotem, czy podmiotem historii decyduje władztwo nad dynamiką cywilizacji, panowanie nad jej żywymi siłami.
Kwestia jest jasna: tylko współuczestnictwo w budowaniu cywilizacji chroni przed rolą zostania jej biernym przedmiotem. Stąd też narzuca się wstępny postulat utworzenia aparatu pojęć pozwalających na umysłowe opanowanie niszczącego chaosu, w którego znaleźliśmy się ognisku. Jeśli chcemy stać się czynnym elementem, musimy dążyć najpierw do tego, aby uchwycić istotę zachodzących zjawisk. Musimy sięgnąć do przyczyn tej burzy dziejowej, pojąć jej mechanikę, ogarnąć zagadkę jej powstania, rozwoju, wzmagania się, odkryć przyczyny jej szatańskiego rozmachu, godzącego w naszą substancję życiową. Udany wysiłek w tej dziedzinie ustokrotni owocność działania, przemieni niszczące siły w moce budujące własną potęgę. Przed tym elementarnym zagadnieniem stoi dziś polska myśl polityczna: wśród ogłuszającego jazgotu bitew; w skupieniu śledzić ma ona drogi i ścieżki, prowadzące do źródeł własnej mocy narodowej.
Dzieje bez dziejów. Paradoks pozorny. Paradoks, który swój głęboki sens odnajduje w ostatnich trzech wiekach naszej historii. Paradoks, który zatraca swą paradoksalność w bieżącym nurcie życia polskiego.
Dzieje bez dziejów. Takim określeniem najdobitniej zamanifestować można właściwą postawę uczuciową wobec dziejów, którym brak znamion wielkości. Jest to postawa buntu. Tylko z takiej postawy może zrodzić się wola i czyn, walka o lepsze Jutro.
Wola zrodzona z napięcia uczuciowego tylko wtedy zaważyć może na przebiegu historii, gdy weprze się silnie o intelekt. Złoża duchowe dają energię, skuteczność działania zapewnia poznanie. Poznanie określa ściśle cel i warunki jego realizacji. Historia, tak jak czas, nie zna przerw. Każdy rzut w przyszłość posiada głębokie uwarunkowania w czasach minionych, jak i obecnie przeżywanych. Poznanie, wykrywając związki przyczynowe przebiegających zjawisk życia zbiorowego, daje możność świadomego oddziaływania na tok dziejów po myśli naszych pragnień i wyznawanych ideałów. Te przesłonki uzasadniają trud podjęty przez autora "Dziejów bez dziejów". Praca bowiem ta jest szeroko zakrojoną próbą uchwycenia w zwarty system myślowy rozlicznych powikłań, składających się na całość naszego życia zbiorowego w latach 1600 - 1950, jest to próba wykrycia sił sprawczych, leżących u podstaw przeżywanej epoki. Stąd podtytuł książki: "Teoria rozwoju wewnętrznego Polski".
Oczywistą jest rzeczą, że praca ta, daleka od bezproduktywnego banału naszej oficjalnej nauki historii, czy też komunałów na użytek chwili preparowanych, sięgnąć musiała do samych źródeł, skąd wyrastają siły istotnie czynne w rozwoju Polski. Siły te są duchowej natury. "Teoria" wykazuje jak pod ich działaniem rodzą się nieubłagane a ponure procesy, których nieodwracalność, tak długo jak długo czynne są te siły, jest niemożliwa. Wynika stąd konsekwentna postawa najgłębiej sięgającego rewizjonizmu. Postawa buntu wobec treści duchowych, które powszechnie zwykło się uważać za najwyższy na skali wszelkich wartości. W tym sensie "Dzieje bez dziejów" są zarzewiem głębokich niepokojów ideowych, bez których - trzeba to sobie powiedzieć - nie ma mowy o nawrocie z ahistorycznych bezdroży. Ale w Polsce dzisiejszej takie postawienie problemu jest co najmniej niepopularne. W atmosferze powszechnej sytości duchowej i upojenia prawdami trwającymi od wieków w sklerotycznym zastoju, wszelka istotnie nowa myśl ideowa, burząca martwą toń bezruchu, zyskuje sobie miano "szkodliwych dla Narodu nowinek". Każdej próbie zasadniczej zmiany, gdy już nie sposób nie uznać jej obiektywnej konieczności, przeciwstawia się podstępny chwyt: "Polska nie ma czasu". Ten szantaż ideowy przewija się niezmiennie przez dzieje Polski. Wyostrzony praktyką wieków, tym sprawniej działa dzisiaj. Nic to, że historia powszechna wypełniona jest przykładami, że Narody zawsze od dogłębnych przewartościowań duchowych rozpoczynały swoje wielkie epoki, gdy ich nie stało, następowały nieubłaganie okresy bezdziejów. "Polska nie ma czasu". Potworność tego szlagwortu występuje w całej swej upiornej okazałości, gdy zważymy, że chroni on nie samorodne wartości, nie własne twory genialności Narodu, ale chroni "prawdy" obce, przed wiekami zaszczepione na Jego żywym ciele. Obecna chwila szczególnie sprzyja szermierzom tego hasła. Ale nie trza mieć złudzeń. Zarzewie przemian ideowych jakie mają się zrodzić z myśli rzuconych w "Dziejach bez dziejów", nie wywoła żadnych wstrząsów już dzisiaj, co najmniej byłoby oceniać tę pracę według kryteriów, jakie narzuca bieżąca chwila. Tu raczej należy baczyć, by zachłyśnięcie się bieżącą chwilą nie stało się narzędziem tych sił, które kierowane swym pasożytniczym zmysłem, chwytają każdą okazję dla utwierdzenia się i zwiększenia swego żeru. Te to bowiem siły szczują hasłem: "Polska nie ma czasu". Tu również należy baczyć, zaabsorbowani dniem dzisiejszym, nie zapomnieli o zaczynie dnia jutrzejszego.
Niejednemu czytelnikowi "Dziejów bez dziejów" nasunie się problem pesymizmu i optymizmu. Niejeden czytelnik zbyt pochopnie oceni tę pracę jako wyraz krańcowego pesymizmu. Nic bardziej fałszywego! Pewnie, że wnioski snute na kanwie " teorii wewnętrznego rozwoju Polski" daleko odbiegają od głęboko zakorzenionej w umysłowości polskiej skłonności do samoadoracji, i do wnoszenia własnych cech słabości na ołtarze "świętości narodowych".
"Dzieje bez dziejów" to nie jakaś tam taka, lub owaka ocena polskiej rzeczywistości. "Dzieje bez dziejów" to przede wszystkim teoria, poznanie tego co jest. Ponad zakłamanie łzawego "optymizmu" wyrasta wola opanowania myślowego całości procesów życia Narodu. Od tego ogniwa zacząć musi każde zamierzenie rzutowane w przyszłość. Czyż można nazwać optymistą lekarza, który kaszel chorego na otwartą gruźlicę ocenia jako lekką grypę? Optymistą wydaje się być ten, kto wyrastając ponad komunały niedomówień, zwały tchórzliwych przemilczań, czy uznane powszechnie fikcje, szuka prawdy, choćby najbardziej bolesnej, gdy w oparciu o nią realizować wolę upragnionych zmian. Każda strona "Dziejów bez dziejów" jest wyrazem najśmielszego optymizmu, jest radosnym objawieniem, iż rdzeń Narodu, główne elementy Jego organizmu, są zdrowe, pełne uśpionych sił, zaś tajemnicza choroba, od wieków podcinająca Jego żywotność, okazała się tylko schorzeniem systemu nerwowego - duszy zbiorowej, schorzeniem, którego istotę, gdy się uświadomi łatwo będzie usunąć.
Problem katolicyzmu. Hołdownikom systemu duchowego, reprezentowanego przez katolicyzm, problem ten wyda się być centralną osią pracy Stachniuka. Odpowiednie zresztą sugestie zdołały dość głęboko zapuścić korzenie w polskiej publicystyce. Nic bardziej złudnego! Na sztandarze naszej walki nie ma miejsca na słowo: katolicyzm. Nonsensem jest przypuszczać, byśmy swoje życia oddawali tego rodzaju celom. Tylko patentowani obrońcy "wiecznych praw" mogą uważać katolicyzm za coś czemu warto się poświęcić, już to walcząc z nim, już to go broniąc. Zbyt cenimy swoją wartość, by w naszym stosunku do katolicyzmu przekroczyć właściwe proporcje. Katolicyzm nadęty jest swoimi własnymi kryteriami wartościowania. Nasze kryteria są inne, stąd nie urzeka nas jego "moc". Przedmiot naszych zainteresowań i ukochań leży w innym wymiarze. Gdy jednak w konkretnych warunkach katolicyzm stoi zwadą na drodze do realizacji naszych pragnień i ideałów, poświęcamy mu tyle czasu i trudu, ile wymaga tego skuteczność działania. Nic ponad to.
"Dzieje bez dziejów" Stachniuka ukazują się jako pierwsza publikacja książkowa zespołu ludzi, skupionych wokół miesięcznika "Zadruga". Książka ta wieńczy dwuletni okres działalności publicystycznej, jest jednocześnie zamknięciem wstępnego etapu pracy, który był niezbędny dla samookreślenia się i zarysowania naszej postawy ideowej od strony warunków, w jakich aktualnie żyjemy. Sformułowania tego etapu są jakby negatywem naszych wyobrażeń, które dopiero Jutro nabiorą rumieńców życia. Dokonane już teraz pozwolę uniknąć błędów, zabezpieczą przed zejściem na manowce w drodze do wytęsknionej przyszłości. Ale to jest dopiero wstęp. Zdanie właściwe, niepomiernie ważniejsze leży przed nami. Trzeba teraz dokonać sformułowań własnego światopoglądu, odpowiedzieć napytanie w czym leży sens życia człowieka. Trzeba z kolei dać wytłumaczenie historii jaj podmiotu, jakim jest naród. Wreszcie zarysować trzeba w zawartym systemie myślowym cel dziejowy Narodu i drogi doń wiodące. Trzeba rozwiązać myślowo problem całej Słowiańszczyzny z którą czujemy się organicznie związani - To są zadania i zamiary na najbliższą przyszłość. Dorobek osiągnięty w naszym skromnym zakresie utrwalać będziemy w dalszych kolejnych wydaniach książkowych. Przerwy w czasie wypełniać nadal będzie "Zadruga". My tu przemawiamy za siebie samych. a przecież niepodobieństwem jest żebyśmy siebie, ilu nas teraz jest w zespole, uważali za zdolnych do podołania ogromowi zadań, które muszą być spełnione nim zostanie skończony systemat uzdalniający wolę do skutecznego działania. Jest to bezpańskie pole pracy, które przeorywać muszą wszyscy ci, których mierzi lichota duchowa systemu kulturalnego, na którym wciąż jeszcze wspiera się życie umęczonego Narodu.
Serca nasze biją tęsknotą za Wielkością, za stylem życia polskiego, w którym znojny trud, męstwo i wytężenie człowieka każdą chwilę trwania otoczą blaskami niewysłowionego piękna... Jakże daleko jesteśmy od tej chwili dziś, gdy otacza nas małość, strojna w pontyfikalne szaty! Małość, wszystko co nam drogie swoim całunem pokrywająca, małość co w mroczną otchłań bezdziejów wtrąciła już setki milionów istnień... Rozpocząć musimy nowy wątek życia, życia prawdziwie polskiego.
Zespół "ZADRUGI"
"Niech was nie odstrasza, nie zniechęca myśl, że na pobojowisku bohaterów, na pogorzeli ludzkiej pracy wszystko zdaje się przemijać, a msza się tylko odprawia żałobna nad człowiekiem, a wciąż dzwonią dzwony na cześć Boga, który zmartwychpowstaje na pohybel człowiekowi, by się nie urodził nigdy".
Stanisław Brzozowski
Człowiek ma stać się piękną, potężną i szlachetną istotą - oto cel. Społeczeństwo - to droga.
Stanisław Brzozowski
Nie znają nasze dzieje idei wielkiej, a rodzimej, która by napełniała pierś polską pragnieniem jakichś porywających wyobraźnię dokonań. Życie w Polsce, gdy nie mąci go nic z zewnątrz, toczy się na zwolnionych obrotach, sennie, jakby pod narkozą. W "Wyzwoleniu" Wyspiańskiego w scenie w katedrze czołowa postać mówi: "Tam pod sklepieniem zatrzymuje się myśl polska. Oto tam jej najwyższy kres. A tu ku murom i ścianom zapylonym patrzcie, to najszerszy myśli polskiej lot."
Poeta ujął tymi słowy brzemienny w skutki historyczne fakt skatoliczenia kultury polskiej. Naganą parafiańszczyzny umysłów polskich nie przejęła się ani publiczność teatralna, ani krytyka, milczeniem kwitują ten passus autorzy obszernych wstępów do "Wyzwolenia", gładko prześlizgują się nad tekstem tysiące polonistów. Katolickość polskości uważa się za rzecz oczywistą, nie podlegającą krytycznej refleksji, przeciwnie - za powód do dumy i zadowolenia.
Wyjałowienie emocjonalne, martwota intelektualna, te następstwa wiekowej tresury dusz w objawionej prawdzie, że "jednego potrzeba", są powszechne a przez to przez ogół nie dostrzegane.
Krytyczne głosy nielicznych jednostek nie wywołują echa w atmosferze powszechnej a bezmyślnej beztroski. W roku 1936, w Polsce już wolnej, biadał pisarz: "Dziś dusza polska nie jest organizowana żadnym wielkim uczuciem - i wszyscy to czujemy, jak nam trudno tak żyć. Ale uczuciowość polska nie mogła zaniknąć: gdyby jej pokazano jakieś wielkie dziejowe cele - ludzie polscy ożywiliby się znowu. Myślę, że i ta potworna narodowa bierność, ta nijakość polskiej masy sentymentalnie patriotycznej zresztą, ten przerażający brak czujności narodowej wobec strasznych gróźb dziejowych, jaki się nieraz w historii polskiej widzi, wynika nie z braku uczuć tylko z ich fałszywego nakierowania, z ciemnoty umysłowej, z win przywódców." (Karol L.Koniński, "O człowieku polskim", "Przegląd Współczesny", nr 4, kwiecień 1936, s.89)
Pomińmy nagminną u krytyków naszej rzeczywistości płyciznę operowania szablonem błędów i wad. Uderzające jest, że w kilkanaście zaledwie lat po odzyskaniu upragnionej niepodległości, gdy przed narodem biednym, zacofanym i wciąż zagrożonym w swym istnieniu stało mnóstwo zadań do wykonania, problemów do rozwiązania, celów do osiągnięcia - brakło w Polsce idei, która by mobilizowała emocje, a tym samym aktywność mas do czegokolwiek. To jest uderzające i to świadczy o głębokim schorzeniu psychiki polskiej.
Antoni Wacyk
"Rymy zadrużne - Kataballontes"
Słowo wstępne
Rymy zadrużne to narzędzie walki. Toczy się bój o duszę polską. Zadruga wprowadziła już do boju swoją filozofię, swój Mit. Zadanie propagandy wojennej przypadło niniejszym Rymom zadrużnym. Mają być one kataballontes - obalające, wymóg, jaki wielki Protagoras stawiał swoim polemikom. Poziom artystyczny Rymów nie jest przeto wymogiem naczelnym. Istotnym jest emocjonalny odzew na wezwanie Stanisława Brzozowskiego: "Niech was nie odstrasza, nie zniechęca myśl, że na pobojowisku bohaterów, na pogorzeli ludzkiej pracy wszystko zdaje się przemijać, a msza się tylko odprawia żałobna nad człowiekiem, a wciąż dzwonią dzwony na cześć Boga, który zmartwychpowstaje na pohybel człowiekowi, by się nie urodził nigdy."
Na pohybel wrogowi człowieka powstała Zadruga.
Antoni Wacyk
Po napisaniu "Drogi ..." Stachniuk zaczął pisać "Przyszłość Słowiańszczyzny". Podobno miał już sporo napisane. Po aresztowaniu jednak nie udało się odnaleźć nic z rękopisu. Zachował się natomiast wcześniejszy jego tekst (pisany w czasie okupacji) dotyczący tej tematyki - "Mit słowiański", którego treść miała być włączona w cykl książek o Słowiańszczyźnie. Nie wiem jak ma się ta wcześniejsza praca "Przyszłości Słowiańszczyzny, jednak pozostała tylko ona.
Pod koniec lat czterdziestych Stachniuk zaczął przygotowywać następny cykl książek, który miał dotyczyć Słowiańszczyzny. Miała tam być analiza niepowodzeń historycznych Słowian związanych z wypaczeniami charakteru dokonanymi przez chrześcijaństwo, przebudowa duchowości i wyprowadzenie Słowian na drogę do cywilizacji opartej na humanizmie.
Z tych zamierzeń zdążył napisać tylko "Drogę rewolucji kulturowej w Polsce". Praca ta w zamierzeniu miała dotyczyć wyżej przedstawionego szerszego problemu, ale na wypadek możliwego w każdej chwili aresztowania przez reżim stalinowski, opracowany już materiał pospiesznie zamknął w tej książce. Była to, jak przewidywał, ostatnia napisana przez niego praca.
Zadruga: tak u starożytnych Słowian zwała się wspólnota rodowa. Dziś pod tą nazwą działa garstka ludzi, których dalekim celem jest Zadruga jako ogólnonarodowa wspólnota duchowa polska i słowiańska, a więc niechrześcijańska.
Zaczęło się od tego, że w listopadzie 1937 r. ukazał się w Warszawie miesięcznik "Zadruga" o podtytule: Pismo Nacjonalistów Polskich. Fakt sam w sobie mało ważny, ale w dziejach piśmiennictwa polskiego znaczący, powiedziałbym - przełomowy. "Zadruga" to nie jakiś tam jałowy antyklerykalizm; to uderzenie wprost w katolicyzm jako obcą Polakom chrześcijańską koncepcję kulturową, a nie tylko religijną. Tę koncepcję Polak odrzuca, bo po pierwsze - katolicyzm to kwintesencja małości ludzkich; po drugie - katolicyzm był i jest przyczyną degradacji dziejowej naszego narodu; po trzecie - jest to obca koncepcja życia, to religia spod znaku Obrzezania Pańskiego.
Tej koncepcji Jan Stachniuk (1905-1963), założyciel "Zadrugi" i twórca Ruchu tak odtąd zwanego, przeciwstawia wizję rodzimej, polskiej kultury. Najpierw wydał w sierpniu 1939 "Dzieje bez dziejów". Jest to historiozofia, która wywraca do góry nogami tradycyjny, polakatolicki obraz naszej przeszłości. W terminologii Stachniuka "polakatolik" to typ ludzki, wyhodowany w Polsce przez katolicyzm.
W "Dziejach bez dziejów" Stachniuk stwierdzał jedynie fakt, że naród upadł, bo został skatoliczony. Pozostawało jednak do wyjaśnienia - dlaczego skatoliczenie to upadek. Upadek - wzrost: jakąż miarą to oceniać? Jest taka miara. Jest nią z głębin irracjonalnych postaw zdrowego człowieka płynące odczucie istoty humanizmu. Odczucie to Jan Stachniuk ubrał w szatę wnikliwej, zwartej i przez nikogo dotąd nie podważonej teorii człowieka.
Chłodna analiza humanizmu, ukazanie jego składowych elementów, ich wzajemnego powiązania oraz obiektywnego uwarunkowania prawidłowego funkcjonowania całości - oto zadanie, jakie Stachniuk sobie postawił i naukowo rozwiązał w swej monumentalnej pracy "Człowieczeństwo i kultura".
Skonfrontowanie humanizmu i jego wartości z katolicyzmem i wartościami tegoż mogło dać tylko jeden wynik: druzgocące potępienie i odrzucenie ich. Fryderyk Nietzsche ujął rzecz odruchowo, instynktownie: "...dobrze się robi, nakładając rękawiczki przy czytaniu Nowego Testamentu. Bliskość tylu nieczystości zmusza prawie do tego". Jan Stachniuk dał rozumową, logiczną analizę chrześcijaństwa jako choroby.
Dorobek teoretyczny Stachniuka, utrwalony w ośmiu książkach i trzech pracach jeszcze nie wydanych, stanowi podstawę działalności jego spadkobierców ideowych, którzy zwą się i są nazywani po prostu Zadrugą.
Jesteśmy Europejczykami. Jako Polacy wywodzimy się ze starożytnej Sławii, jako Europejczykom drogie nam jest dziedzictwo kulturowe Grecji. Ale, co wyraźnie trzeba powiedzieć - Grecji przedsokratejskiej. Światłami dla nas u kolebki kultury są postacie takie jak Homer, Tales, Heraklit, Protagoras. Na gruncie rodzimym praojcem duchowym jest dla nas Masław, książę Mazowsza.
Piszę te słowa w roku 1993, kiedy znamieniem czasu jest powszechne w Polsce schamienie, znikczemnienie charakterów i postępująca klerykalizacja tradycyjnie warcholskiego i zatomizowanego narodu. W świadomości czytającego ogółu Zadruga jako ruch ideowy niemal nie istnieje. Tylko nieliczną grupę intelektualistów mógł mieć na myśli Aleksander Gieysztor, prezes PAN, gdy w roku 1987 napisał, że warstwy mające dostęp do lektury historycznej poznawały swoją historię poprzez Chołoniewskiego w 1918 r. i Stachniuka w 1939.
Ostatnia książka Jego, "Wspakultura", wyszła w roku 1948. Następna publikacja Ruchu mogła ukazać się dopiero w 1991 r., kiedy wyszła książeczka Antoniego Wacyka "Mit polski - Zadruga". Wolno i z trudem przebija się myśl polska do skatoliczonej świadomości społecznej. Niniejszy zarys "Filozofia polska - Zadruga" ma służyć rozpowszechnieniu myśli Jana Stachniuka.
Antoni Wacyk
Rzecz w tym, że charakter narodowy polski uległ odpolszczeniu, został gruntownie skatoliczony. Powtórzę już cytowane przeze mnie gdzie indziej słowa miłośnika naszej przeszłości: "Czas przyszły wyjaśni tę prawdę, że od wczesnego polania nas wodą, zaczęły się zmywać wszystkie cechy nas znamionujące, osłabiał w wielu naszych stronach duch niepodległy, i kształcąc się na wzór obcy, staliśmy się na koniec sobie samym obcymi." (Zorian Dołęga Chodakowski "O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem", 1818, s.2).
O wodzie w katolickiej chrzcielnicy napisał Juliusz Słowacki, że jest to ta przeklęta woda, której pies nie chce, wąż nawet nie pije. To jest finezja poetycka wieszcza. Uczony natomiast, historyk kultury, stwierdza: "Pod wpływem nowej wiary zmienił się niebawem wygląd kraju i tryb życia. W niesłychany dotąd sposób zaciężył kościół nad jednostką, swobodną w pogaństwie." (Aleksander Bruckner "Cywilizacja i język", Warszawa 1901, s. 36).
Jan Stachniuk nazwał rzecz po imieniu: "Chrystianizacja Polski była zaszczepieniem w jej organizm raka wspakultury. On też stał się kręgosłupem polskiej świadomości narodowej." (Jan Stachniuk "Droga rewolucji kulturowej w Polsce", Bydgoszcz 1948, maszynopis, s. 110).
Będzie komunałem, gdy powiem, że jak w życiu jednostki, tak w życiu narodu nierzadko decydują przypadki. Przypadkiem, nieszczęśliwym dla nie okrzepłej jeszcze narodowo Polski, była spółka germańskiego miecza z papieskim krzyżem, przybranym w zdarte z trupa Rzymu cezarów cywilizacyjne wspaniałości, przebóstwione na użytek ekspansji judochrześcijaństwa. I stało się, że pokolenia polskie były przez wieki i wciąż jeszcze są wychowywane w kieracie osławionych WC. I stało się, że na tych WC wycyzelowany został, wypieszczony za pomocą jezuickiego batoga charakter narodowy polski.
O tym, że pomiędzy owymi WC a haniebnym upadkiem I Rzeczypospolitej być może zachodzi jakiś związek przyczynowy - nie uświadczy najmniejszej wzmianki w żadnym szkolnym podręczniku historii ojczystej.
Antoni Wacyk
"Państwo i Kościół katolicki są to instytucje skazane na walkę ze sobą zawsze i wszędzie."
(Józef Grabiec-Dąbrowski, Historyk, Sekretarz Ligi Państwowości Polskiej w roku 1917.)
"Zasługi" Kościoła w Polsce. W piśmie bynajmniej nie klerykalnym, można było przeczytać taką naiwność: "Nikt, kto rozsądny, niezależnie od żywionych zapatrywań politycznych, nie kwestionuje historycznej roli i zasług Kościoła w Polsce..." Co do roli - niestety, tak. Ale co do zasług? Nieprawda! Nie zasługi, lecz szkodliwość widzieli: Joachim Lelewel, Józef Ignacy Kraszewski, Juliusz Słowacki, Seweryn Goszczyński, Bronisław Trentowski, Narcyza Żmichowska, Stanisław Wyspiański, Stanisław Witkiewicz, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Witold Gombrowicz. Nikt, z Ciemnogrodu nawet, nie odmówi tym ludziom rozsądku. "Zasługi" Kościoła katolickiego dla Polski przypomniałem pokrótce w moich publikacjach: Mit polski - Zadruga i Filozofia polska - Zadruga. Obecnie zamierzam rozszerzyć nieco ten temat.
Szkodliwość Kościoła katolickiego w Polsce poczęła być jaskrawo groźna dopiero po XVI wieku, po zwycięstwie kontrreformacji, kiedy ze szkół jezuickich masowo począł wychodzić polakatolik: nie Polak, lecz katolik, nie obywatel, lecz łacinnik, typ ludzki absolutnie niezdolny do rządzenia państwem, zwłaszcza państwem wielonarodowym. Od XVII wieku rozpoczyna się tragedia I Rzeczypospolitej.
W tej tragedii Kościół katolicki występuje jako demon zła. Groza widowiska polega na tym, że w oczach polakatolika demon ten uchodzi za opatrznościowego dobroczyńcę! Jemu właśnie polakatolik dziękuje za zasługi dla Polski! O tych "zasługach" niechaj mówią fakty.
Antoni Wacyk
Jana Stachniuka można by zaliczyć do nurtu nowożytnej humanistyki, gdyby nie fakt, że stworzony przez niego system filozoficzny - kulturalizm jest na tyle spójną i wyczerpującą koncepcją iż wykracza poza możliwość zaszeregowania jej do czegokolwiek - jest początkiem nowego spojrzenia na świat, człowieka i jego roli w świecie. Skojarzenie z nowożytnym humanizmem dotyczy zatem tylko podjęcia wyzwania tego kierunku i wypełnienia jego postulatów w miarę kompletną treścią. Droga rozwoju myśli Jana Stachniuka rozpoczyna się buntem przeciwko marazmowi polskiego życia. Poszukiwanie przyczyn naszej niewydolności we wszystkich dziedzinach życia zbiorowego doprowadza go do odkrycia, w jaki sposób panująca w społeczeństwie ideologia kształtuje jego instytucje kulturowe i jakie są tego skutki. Doprowadziło to do sformułowania oryginalnej teorii kultury obejmującej zarówno możliwości rozpatrywania rozwoju jak i schorzeń kultury. Jan Stachniuk urodził się w 1905 r. w Kowlu na Wołyniu. Działalność publiczną rozpoczął w Poznaniu, gdzie od 1927 r. studiował w Wyższej Szkole Handlowej. Działał tam w Związku Polskiej Młodzieży Demokratycznej. Tam też opublikował pierwsze książki: "Kolektywizm a naród" (1933) i "Heroiczna wspólnota narodu" (1935). Od 1937 wydawał w Warszawie miesięcznik "Zadruga", który dał początek ruchowi ideowemu o tej samej nazwie. W 1939 r. w Warszawie wyszły dwie książki Stachniuka "Państwo a gospodarstwo" i "Dzieje bez dziejów". W czasie wojny Stachniuk był inspiratorem ideowym Stronnictwa Zrywu Narodowego i Kadry Polski Niepodległej. Nakładem Zrywu wydał w 1943 r. "Zagadnienie totalizmu". W powstaniu Warszawskim walczył jako szeregowiec i został ranny. Po wojnie nie udało się wznowić miesięcznika Zadruga, ale zanim stalinowcy objęli pełnię władzy udało się wydać trzy książki: "Walka o zasady", "Człowieczeństwo i kultura" i "Wspakultura". W r. 1949 Stachniuk został aresztowany i skazany na śmierć w pokazowym procesie politycznym. Wyrok jednak nie został wykonany i wyszedł na wolność w 1955 r., lecz nie był zdolny do jakiejkolwiek pracy. Zmarł w 1963 r. i został pochowany na cmentarzu na Powązkach.
Pamięci mojej matki Haliny z Charszewskich
I tych, którzy zginęli w obozach
Zamiast słowa wstępnego
„Żeby Polska była Polską”
Żeby Polska była Polską!
Walczy wielu, na swój sposób:
Katolicy wraz z prawicą
I Socjały, Demokraty
Solidarność wraz z prałaty.
Żeby Polak był Polakiem
Swej ojczyzny prawym synem
Z krwi i ducha, od korzeni
Niech katolik się wypleni
Woła także strona druga
Co nazywa się Zadruga.
Żeby Polska była Polską
A w niej Polak był Polakiem
Bili się bohaterowie,
Wieszcze i Filozofowie,
Wieki trwamy w tym zmaganiu,
Że żyjemy jak w wygnaniu
Zgubieni w czuciu sierocym
Sami sobie stali obcym.
Żeby Polska była Polską
Polak ostał się Polakiem -
Wszak już teraz żeśmy inni,
Cóż w mozole trwonić nam dni
Nie przejmując się banałem
Ostańmy Oryginałem.
Żeby Polska była Polską
A w niej Polak był Polakiem,
Ale jakim woła Wacyk
Transponując myśl Stachniuka,
Że jedyną jest Zadruga
Przeciw temu perpetuum
Tragicznego kontinuum.
Żeby Polska była Polską
Żeby Polak był Polakiem
Przed Stachniukiem było wieli
Nowo – narodowicieli,
Po nim także już się łonią -
Wzruszyć Naród własną dłonią.
"ZADRUGA" reprezentuje prąd duchowy, który po raz pierwszy w dziejach kultury polskiej dąży do najgłębszych przewartościowań. Po raz pierwszy w naszej historii od końca XVI w. zespół "ZADRUGI" dokonał krytyki podstawowych wartości składających się na "polskość", wykazując, iż stoją one w rażącej sprzeczności z istotą Narodu Polskiego, z jego wolą ku Wielkości. Jest to wstęp do rewolucji światopoglądowej, do właściwej pracy nad wyłonieniem mitu dziejotwórczego narodu polskiego, nowych ideałów kulturalnych prawdziwie polskich, wysnutych z etnicznej gleby sławiańskiej.
Biologia zadrużna
Istnieje tu zasadnicza różnica wobec ideologii rasistowskiej. Dla tej ostatniej hodowla pewnego typu rasowego rozstrzyga problematykę kultury, gdyż wierzy się, iż kultura jest wyrazem duszy rasowej, np. nordycyzmu. Biologia zadrużna stoi na stanowisku, iż rozwiązanie jej zadań jest tylko wzniesieniem szczebla dla właściwej syntezy twórczej. Ożywczy prąd poruszy życie sfery tworzycielskiej tylko wówczas, gdy spełni się jeden z podstawowych warunków: utoruje się mu możność przepływu przez świat chaosu, lub istniejący przewód udoskonali się. Zdajemy sobie dobrze sprawę z tego, iż w najbardziej wyselekcjonowanej rasie, w najwyższym typie bio-psychicznym tkwią zadatki upadku i bezdziejowca. Bezdziejowość jako wyraz dysharmonii ciągu tworzycielskiego czyha nań zawsze. Jest to inna kwestia!
Świat kultury rządzi się autonomicznymi prawami. Możemy nań wpływać za pośrednictwem świadomej polityki biologicznej tylko podporządkowując się warunkom tych autonomicznych praw ciągu tworzycielskiego. Stąd słuszne są obawy, iż osiąganie celu, polegającego na hodowli zdrowego człowieka, może się przekształcić w hodowlę zdrowych, zadowolonych z siebie, tępych bydlaków ludzkich!
Dopiero uprzytomnienie właściwej hierarchii i miejsca, które zajmuje biologia zadrużna w całokształcie kultury sławskiej, obawy te usuwa. Hodowla zdrowych byków ludzkich, o ile nie stworzy się warunków kulturowych przemiany nadmiaru sił w życiowe moce, poruszające mit zadrużny, byłaby ruchem wstecznym, jak to grozi koncepcji rasistowskiej, gdy ona bezkompromisowo zostanie zrealizowana!
Jan Stachniuk – Stoigniew