Nasza cegiełka na pomnik ks. Skargi
Kneziowie Zadrugi > Kneź Przedpełk - Ludwik Gościński
Ideały wychowawcze katolicyzmu
Przed niedawnym czasem wpadła mi w ręce odezwa Komitetu Budowy
Pomnika ks. Piotra Skargi w Grójcu, z której się dowiedziałem
między innymi, że Skarga to „Wielki Człowiek, Wielki
Polak, Świątobliwy Kapłan”.
Mógłby kto zauważyć, że to nieładnie, iż dopiero tak późno
dowiedziałem się o tym. Przyznaję, że nieładnie, ale się zaraz
wytłumaczę dlaczego. Przede wszystkim to zbyt mało czytuję
publicystykę tzw. norodowo-katolicką, a ściślej
polsko-watykańską, a poza tym nie chodzę na kazania w ogóle, a
jezuickie w szczególności. Moje dotychczasowe wiadomości o Skardze
pochodzą z czasu niewoli kiedy marzyło się nie o Polsce
katolickiej, watykańskiej, jezuickiej, dewociarskiej,
częstochowsko-procesyjnej, ale o Polsce po prostu. Naonczas Skarga
to była stara piękna polszczyzna, przeplatana jeno nieco
latynizmami, nic więcej. Nawiasem dodam, że moi nauczyciele
historii i polonistyki nie byli nic a mesjanistami. Dziś Skarga, ów
Jezuita, członek zakonu chlubiącego się tym, że jest najbardziej
ze wszystkich międzynarodowy, ów intrygant polityczny, który wbrew
interesom Polski, a zgodnie z interesami międzynarodowej kasty
kapłańskiej podżegał królów Batorego i Zygmunta III do tępienia
„heretyków”, dziś Skarga wychodzi na „Wielkiego Polaka”.
Ano obaczymy. Będziemy badać Skargę metodą, której ani on, ani
Jezuici, ani żaden katolik w ogóle kwestionować nie mogą, bo
metodą zaleconą przez ewangelię, a określoną słowy, którymi
Jezus ostrzegał swych adherentów przed fałszywymi prorokami: „Z
owoców ich poznacie ich”.
GŁÓWNE DZIEŁO SKARGI
Poznamy zatem Skargę
z jego „owoców”, którymi są dzieła pisarskie tego
„Świątobliwego Kapłana”, a wśród nich najprzedniejsze –
„Żywoty Świętych”. Jest to księga przewyższająca rozmiarami
(2300 stron druku dużego formatu) wszystkie inne płody pióra
Skargi razem wzięte; księga zarazem, której autor poświęcił
pracę niemal całego swojego życia, którą kilkakrotnie
przerabiał, aż do śmierci, tak że ostatecznej redakcji już wydać
nie zdążył.
W dziele tym, dziwnym trafem najmniej branym pod uwagę przez jego
biografów, najplastyczniejszy znalazły wyraz ideały
Skargi. On sam wyjaśnia w przedmowie, dlaczego mu najwięcej
czasu i trudu poświęcił. Żywoty te – mówi – są „żywą
Ewangelią”, a święci są „jako twarz i obraz i podobieństwo
Boga”, „piękniejsi oni są niźli niebo, słońce i gwiazdy, a
komorą są ozdobione i łożnicą Pana swego”. Aby czytelnika
zjednać tym skuteczniej, Skarga wysuwa siebie tylko jako tłumacza,
a podkreśla, że sławne te żywoty „pisali wielcy Święci i
Doktorowie, jak Atanasius, Hieronim, Augustyn, Ambroży, Bazylius,
Nazjanzenus, Gregorius Rzymski i Turoński, Beda i inni głowni i
wielkiej pobożności i prawdy, a jako zmyślać co mogli, u których
nigdy w uściech ich kłamstwo miejsca nie miało”.
Jak widać z powyższych uwag do „Żywotów Świętych”
przywiązywał Skarga znaczenie zasadnicze. Miała to być księga
pouczająca masy katolickie, jak należy stosować w życiu
ewangelię, coś w rodzaju poradnika na każdy dzień. Na skutek
olbrzymiej propagandy zakonu, który zdołał uchwycić w swe ręce
wychowanie narodu, „Żywoty Świętych” stały się
najpopularniejszą, w wielu domach jedyną, książką w Polsce
przedrozbiorowej (1. Świadczy o tym i liczba i rozmiary
wydań: 7 za życia autora, 20 po jego śmierci (z tych tylko jedno w
dobie rozbiorów i jedno po rozbiorach), jak zapewnia ostatni
wydawca, „w przeważnie wielkiej, czasem bardzo wielkiej ilości
egzemplarzy”. Nie kazania sejmowe, których nikt nie czytał, ale
„Żywoty Świętych” Skargi były istotnym wychowawcą narodu,
były jakby magazynem, z którego pokolenia Polaków XVII i XVIII
wieku czerpały życiową mądrość. Wydawca z roku 1933 twierdzi
nawet, że „społeczeństwo zrosło się duchowo z tem
przedziwnem arcydziełem, że chce je zachować w skarbcu
tych dzieł, któremi nadal żywić się będą długie pokolenia”.
Obaczmy wreszcie, jakimi to ideałami karmił Skarga pokolenia epoki
Saskiej i ją poprzedzającej.
SKARGA APOTEOZUJE ŻYDOSTWO
Pełny tytuł
dzieł brzmi: Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu
na każdy dzień, przez cały rok, wybrane z poważnych pisarzów i
doktorów kościelnych”. Jak widzimy „Wielki Polak” każde
czcić sarmatom świętych chrześcijańskich na równi z świętymi
żydowskimi. Jest to stanowisko prawomyślności katolickiej, według
której żydostwo przedchrystusowe było safesem, w którym Bóg do
czasu przechowywał chrześcijańską prawdę. Podobnie jak
chrześcijaństwo, miało i ono swój stan kapłański, którego
następcą jest hierarchia rzymska, swą ofiarę figurującą
katolicką mszę, swoje objawienia boskie, które weszły do skarbca
objawień chrześcijańskich i... swoich świętych, którzy po dziś
dzień ozdabiają katolicką listę oficjalnie zweryfikowanych
wybrańców bożych.
Lista tych świętych, podana przez Skargę, jest spora i zawiera
szczegóły do najwyższego stopnia frapujące. Czyż nie jest rzeczą
wielce osobliwą, gdy Skarga – zgodnie zresztą z najwybitniejszymi
pisarzami i doktorami kościoła rzymskiego umieszcza wśród
świętych starozakonnych obok Izaaka, Mojżesza, Aarona, Samuela,
Izajasza, Jozuego, Anny, Rut, Rebeki, także Samsona, którego
najmilszym zajęciem było kastrowanie Filistynów, dalej Abrahama,
wyrodnego ojca, Lota pijanicę i kazirodcę. Judytę mordującą
skrycie przyjaciela, Dawida przebiegłego wiarołomcę i mordercę
oraz Rahab, straszliwą Rahab, sprzedającą nie tylko swoje ciało
ale i swą ojczyznę wrogom!
Do jakichże to cnót rodzinnych pobudzał się Sarmata, gdy
czytał u Skargi, jak to święty Abraham niewolnicę z dzieckiem
przez siebie spłodzonym wyrzucił z domu w pustynię na pastwę
głodu i dzikich zwierząt (Agar i Izmael)? Albo jak do Egiptu
przybywszy, rozmyślał: „Żonę mam urodziwą, dla niej Egipcjanie
zabiją mnie, a sobie ją wezmą, co mam czynić? Nauczył żonę i
prosił, aby go bratem zwała, a nie mężem, żeby dla niej u onych
ludzi bezpieczniejszy być mógł”. Tak się też stało. Piękna
Sara poszła do haremu faraona jako siostra Abrahama, a sprytny
rajfur prowadził w spokoju interesa.
A jakże budującym jest sposób, którym „Wielki Polak”
usprawiedliwia Lota i jego córki. Po katastrofie Sodomy i Gomory
córki Lota – mówi Skarga – ukryte w jaskini pustynnej,
„rozumiały, że już ludzi na świecie nie ma , jedno same z ojcem
zostały”. Uradziły więc upić ojca i w tym stanie zapobiec
zagładzie rodzaju ludzkiego. Pomysł wprowadziły w czyn, który
Skarga tak usprawiedliwia: „te niewiasty prosty umysł a grzechem
ani chęcią nieżądną niezarażony miały, nie rozkoszy swej w tem
ale pożytku pospolitego ludzkiego szukając; i ojciec najmniej nie
czuł ani wiedział, co się działo. A to, iż się upoić dał,
wymówki potrzebuje i ponieważ mocny mu napój dano i że nadzwyczaj
więcej nie pijąc, onym się w mocy napoju nie wiedząc zaraził”.
„Wielkich cnót krom wątpienia i święty człowiek był ten Lot”,
dodaje Skarga jakby w przewidywaniu, że jego usprawiedliwienia nie
znajdą wiary.
SKARGA POCHWALA ZDRAJCZYNIĘ
Ale nawet cynik
się zdumieje, gdy wśród świętych Skargi znajdzie Rahab i
przyczyta hymny pochwalne ku jej czci. Rahab, młoda Chanaanitka
miała gospodę w warownym Jerycho położoną, tuż przy murach
obronnych miasta. Przyjezdni korzystali z jej usług pod każdym
względem. Od nich dowiadywała się, że ku Jerychu nadciąga z
Egiptu chmara Izraelitów, łamiąc po drodze zwycięsko wszelkie
opory i na wszelki wypadek postanowiła się ubezpieczyć. Pewnego
dnia stanęli w gospodzie dwaj szpiedzy wysłani przez Żydów na
zwiady. Miejsce ich pobytu zostało wyśledzone przez kontrwywiad;
zanim jednak zdołano ich ująć, Rahab mająca wszędzie stosunki,
zwęszywszy co się święci, uprzedziła szpiegów i ukryła na
dachu swego domu. Gdy wywiadowcy miejscy przybyli doi oberży, aby
aresztować szpiegów, koryntianka oświadczyła, że ci opuścili
już dom i miasto. Straż puściła się w pogoń, a Rahab jeszcze
przez trzy dni ukrywała szpiegów troskliwie aż do powrotu pogoni,
po czym nocą spuściła ich na sznurze za mury miasta. Przed tym
jednak wymogła na nich przysięgę, że po zdobyciu miasta Żydowie
oszczędzą ją, jej rodzinę i domostwo. Najeźdźcy ocenili
przysługę im wyświadczoną i nie tylko darowali jej życie, ale
jeden z ich wodzów pojął zdrajczynię za małżonkę.
Tyle historia. Po wszystkie czasy zdrada narodu piętnowana jest
stygmatem niezatartej hańby. Inaczej na tę sprawę patrzył Skarga
i ludzkie spod tego samego znaku. Posłuchajmy bowiem, co pisze o
Rahab: 'Wielki wzór opatrzności boskiej nad wybranymi swymi jest
Rahab nierządnica, którą prorockie i apostolskie pisma wysławiają
i nam ją za przykład wiary, dobrych uczynków, usprawiedliwienia i
cnót wszelakich stawiają”. Tak oto Rahab, sprzedajną zdrajczynię
swej ojczyzny, pasował ten „Wielki Polak” na wybrankę bożą i
zwierciadło cnót. Dlaczego? Cóż ją rozgrzeszało w jego oczach z
ponurej zbrodni z której nie ma rozgrzeszenia? Fakt, że Rahab
pochwaliła wobec szpiegów Jehowę, który był bogiem Izraela,
proroków, ojców kościoła i Skargi, nie wyjaśnia bez reszty
zachwytów „Świątobliwego Kapłana” nad zdrajczynią. Fakt, że
oddała przysługę plemieniu, które Skarga uważał za naród przez
Boga wybrany i z którym każdy prawdziwy chrześcijanin sympatyzuje
najgłębiej, tłumaczy się tylko do pewnego stopnia. Ostateczne
przyczyny zjawiska pomijanego przez piewców Skargi tkwią głębiej.
W ideologii, której hołdował Skarga jedynie i wyłącznie, w
chrześcijaństwie takie wartości jak ojczyzna, naród a nawet
państwo nie są brane pod uwagę (chyba o tyle o ile stanowią
pognój dla międzynarodowej kasty kapłańskiej). Stąd też etyka
katolicka, ta sama etyka, która reguluje najdrobniejsze i najbłahsze
sprawy w stosunku jednostki do jednostki, nie interesuje się wcale
stosunkiem jednostki do narodu. Dlaczego zbrodnie takie jak
sprzedawczykostwo narodowe, zdrada ojczyzny nie istnieją w
nadzwyczaj drobiazgowym skądinąd moralnym kodeksie katolickim. W
tych warunkach zdarzyć się może i zdarza się, że zdrajca
narodu może być świętym Kościoła rzymskiego, jeżeli
za życia oddawał mu usługi. I znamy pewien bliski nam naród,
któremu kazano czcić własnego zdrajcę jako świętego...
Streszczając się, powiedzieć należy, że w swych „Żywotach
Świętych” Skarga każe Polakom czcić starozakonne żydowskie
osobistości, wśród których są osobniki o nijakiej wartości
moralnej, a koroną tych zabiegów, graniczącą z cynizmem, jest
apoteoza Rahab, sprzedajnej zdrajczyni swej ojczyzny.
SKARGA WYSŁAWIA NEGACJĘ ŻYCIA
Przechodząc
do świętych Nowego Zakonu, powiedzmy od razu, że tak jak ich
maluje Skarga, zasadniczym tonem, który brzmi w życiu każdego z
nich bez wyjątku, jest nieufność, pesymizm i wrogość wobec
wszystkiego, co się wiąże z tym życiem, wrogość nie tylko wobec
dóbr tzw. materialnych ale i duchowych; motywem zaś tej negacji są
wyimaginowane wartości „tamtego świata”, a podstawą
doktrynalną ewangelie i pisma apostolskie. Zauważyć nadto należy,
że pod tym względem nie ma żadnej różnicy wśród świętych
najdawniejszych, późniejszych i ostatnich. Stwierdzenia te
podkreślamy tym mocniej, że moderni apologeci katolicyzmu spod
znaku Ketteler-Maurras, u nas Górki i mniej lub więcej udolni jego
uczniowie, wysuwają tezę, że negacja wartości tego życia i tego
świata cechuje tylko pierwotne chrześcijaństwo i jest proweniencji
nie ewangelicznej lecz obcej: manichejskiej. Rozumiemy doskonale
pobudki modernych apologetów: wobec naporu haseł dynamicznych,
wobec akcentowania w najnowszych prądach spraw tego świata a
bagatelizowania tamtego, należy przekonać ludzi, że katolicyzm to
właśnie afirmacja życia, twórczość itp. Ale są to trudy
syzyfowe. Aby ta sugestia miała powodzenie, musiałby katolicyzm
przekreślić ewangelie, pisma apostolskie, wszystkich ojców
kościoła i wszystkich swoich... świętych czyli przekreślić
siebie.
Świętych nazywa Skarga „żywą ewangelią”. I słusznie.
Ideały, które oni wcielali w życie, są ideałami ewangelicznymi.
Wszyscy zresztą mieli tę świadomość, że żyjąc tak jak żyli,
naśladują Jezusa Chrystusa, acz nieudolnie i wcielają w czyn jego
naukę. Św. Franciszek z Asyżu (1226) (2 zawdzięczał
swe „nawrócenie” - jak mówił – tym słowom Jezusa: „Jeśli
chcesz być doskonałym, idź, przedaj co masz, daj ubogim, a przyjdź
i naśladuj mnie”. Św. Eufrozyna (ok. r. 430) posłyszawszy słowa
Ewangelii: „Kto miłuje ojca i matkę, brata i siostrę więcej
niźli mnie, nie jest mnie godzien” opuściła ojca samotnego i
bardzo do niej przywiązanego, gdyż była jedynym jego dzieckiem i
zamknęła się w klasztorze. Św Mikołaj z Tolentynu wszedł na tą
samą drogę przynaglony słowami Jana apostoła: „nie miłujcie,
chrześcijanie świata tego, ani tego co na nim jest, bo świat i
żądza jego mija”. Gdy bracia św. Bernarda (ok. 1210) szli do
klasztoru, najstarszy z nich rzekł do najmłodszego, który miał
pozostać w domu: „Wszyscy idą do klasztoru, więc ty sam
dziedzicem wszystkich włości będziesz”. A na to odpowiedział
najmłodszy: „nierówno się dzielim, mnie dajecie ziemię, a sobie
bierzecie niebo” i w krótkim czasie do klasztoru pobieżał”.
Klasztory były najpospolitszymi fabrykami świętych i można je
scharakteryzować jako zorganizowane mordowanie życia. Istota
klasztornego życia polegała (i polega po dziś dzień!) na
stłumieniu woli, umartwieniu ciała i odtrąceniu możliwości
posiadania. Święci są namacalnymi dowodami bezwzględności i
krańcowości tej negacji. Św. Melania (ok. 400) uczyła swe mniszki
posłuszeństwa. „Młodzieniec jeden prosił się do klasztoru,
rzekł mu starszy: bij ten słup kijem, łaj mu i fukaj nań. On tak
uczynił. Spytał go: A coć ten słup mówił Rzecze: A jako ma
mówić? Odpowie starzec: Chceszli ty takim być jako ten słup, tak
cierpliwym i posłusznym, tedyć wrota otwarte”. To przekreślenie
absolutne swej woli, a raczej to podeptanie godności człowieczej
uzasadniali święci chęcią naśladowania Jezusa, który według
Pawła apostoła, „stał się posłusznym aż do śmierci”. A że
powiedziano też o Jezusie, iż nie miał gdzie by głowę skłonił,
należało go naśladować i w ubóstwie, iżby też dostąpić
błogosławieństwa, które przyrzekł ubogim. Stąd święta Teresa
hiszpańska (ok. 1515), „gdy widziała, że choć potrzebnego czego
jej nie dostawało, bardzo się cieszyła i za to Bogu dziękowała,
gdy zaś dostatek spostrzegła, frasowała się”.
Najwięcej trudności nastręczała abnegacja ciała, ale i tę
praktykowano, gdyż św. Paweł tak wymownie zachwalał dziewictwo, a
Jezus wprost oświadczył: „Błogosławieni, którzy siebie sami
eunuchami uczynili dla królestwa niebieskiego”. Nie spotykamy się
w prawdzie wśród oficjalnych świętych z wypadkiem w stylu
sławnego pisarza chrześcijańskiego Orygenesa, który tak dosłownie
wziął sobie do serca słowa ewangelii, że się własnoręcznie
wykastrował. Ale to co pod tym względem robili święci, nie
odbiega znowu tak dalece od Orygenesa. Buntujące się wiecznie ciało
starano się ukrócić za pomocą najrozmaitszych sztuczek i sposobów
zwyczajnie równie nierozumnych jak okrutnych. Tak więc św. Teresa
z Avili „czyniła dyscypliny aż do krwi, pokrzywami aż do
ropienia parzyła się, stąd poczyniły się wrzody, które
powtórzonymi dyscyplinami rozpókłszy się, znowu odnawiać się
musiały”. Zaznaczyć należy, że Teresa z Avili uchodzi za świętą
wyjątkowo subtelną.
POZA OBRĘBEM KULTURY
Abnegacja ciała
podprowadziła do gynofobii i poniżenia kobiet wbrew temu co się
mówi o podźwignięciu niewiasty przez chrześcijaństwo. Skarga
notuje z uznaniem następujący fakt z życia Ś. Bernarda (1210):
Gdy zamężna siostra przyszła go odwiedzić w klasztorze, a
odźwierny mu szepnął, że ładnie jest ubrana, Bernard rzekł:
„sieci na niej diabelskie na zwodzenie dusz; i wyniść do niej nie
chciał i żaden brat rodzony się jej nie ukazał. A ona frasując
się narzekała u wrót i płakała. A gdy usłyszała przez wrota,
iż ją gnojem pięknie obwinionym zwali dopiero tym więcej
wołała płacząc”. W końcu Bernard wyszedł do niej, lecz na to
jedynie, by ją sfukać i namówić do opuszczenia męża a
zamknięcia się w klasztorze, co Skarga poczytuje mu za wielką
zasługę. Znowu notujemy, że tak te sprawy odczuwał Bernard z
Clairvaux, oficjalny ojciec i doktor kościoła, doradca papieży i
apostoł wojen krzyżowych. Czego się spodziewać od zwyczajnych
świętych szeregowców?
Odtrącenie i pogarda świata – jak się rzekło – dotyczy nie
tylko tzw. materialnych dóbr ale i duchowych. Opowiadanie o
zasługach średniowiecznych mnichów w dziedzinie konserwacji
starożytnych arcydzieł pióra polega na nieporozumieniu. Jeżeli je
przepisywali, chroniąc w ten sposób od zniszczenia przez ząb
czasu, to nie wypływało to ze chrześcijańskich pobudek, wprost
przeciwnie czynili to parci antychrześcijańskim instynktem życia i
twórczości. Chrześcijanin, który w nich tkwił, buntował się na
ten widok i groził piekłem. Świadczy o tym choćby taki obrazek z
życia św. Hieronima (ok. 400). „W gorączce wydało mu się, że
jest na sądzie bożym. Na pytanie: ktoś jest? odpowiedział: jestem
chrześcijanin. Ale usłyszał głos: Nie tak jest, aleś ty jest
cyceronianin. I za to iż tak pilnie bawił się cyceronowymi
księgami, ubiczowany jest tak, że przyszedłszy ku sobie siności
na grzebiecie uczuł”.
U GRANIC OBŁĘDU
Tępienie życia i jego
instynktów musiało wywołać w ostatecznym rezultacie nader ujemne
objawy. Są to przede wszystkim karykaturalne formy abnegacji,
przejawiające się niemal u wszystkich świętych, zapoznanie
najprostszych powinności przyrodzonych, chorobliwe
cierpiętnictwo,maniackie zapasy z diabłem, bolesne kompleksy i
urazy wywołujące skrupuły oraz inne objawy graniczące z obłędem.
Ks. Skarga stara się nadać im pozory bohaterstwa nie zawsze
możliwego do naśladowania. Niechże jednak czytelnicy sami osądzą.
Osławiony św. Symeon Słupnik (ok. r. 380) uplótł grupy powróz
z palmowych włókien i „onym ściskał się w lędźwiach tak
mocno, że sznur wpił się w ciało i krew ciekła”. Na wielki
post kazał ten święty zamurować się w komorze, a gdy go z
Wielkanocą odkopano, ledwie dawał znaki życia. „Na wierzch góry
jednej wstąpił i tam aby z niej nie schodził, łańcuchem się
żelaznym na dwadzieścia łokci za nogę przykuł.” Ostatnie 30
lat życia spędził stojąc na słupie, jak zapewnia Skarga, „nie
bez woli bożej i wielkiego pożytku ludzkiego zbawienia”.
O św. Małgorzacie, królowej węgierskiej, (ok. 1248) pisze
Skarga, że „przez cały wielki post nigdy się nie przewłóczyła,
acz i innych czasów rzadko i wszom się nie bardzo sprzeciwiając,
dla których gdy inne się jej strzegły siostry, które gdy jej
mówiły, aby uprać szaty dała, odpowiedziała im: „Niech ciało
moje dla Pana mego Jezusa Chrystusa robaki jedzą”.
Taż sama święta, gdy jej doradzano, aby sobie upatrzyła męża,
wzdrygała się jakby na widok grożącej jej hańby i mówiła:
„Rychlej bym sobie nos i usta urżnęła i oczy wyłupiła,
niźlibym na które małżeństwo zezwolić miała”. „Wielki
Człowiek”, Skarga, bardzo chwali takie stanowisko.
Gorzej było, gdy obłęd chrześcijańskiej abnegacji spadał na
biedna duszę już po zapadnięciu klamki (ślub). Wówczas deptało
się ze spokojem najprostsze obowiązki rodzinne i społeczne. Tak
św. Melania robi sceny małżonkowi, aby ją od powinności
małżeńskiej uwolnił. Św. Paula Rzymianka (ok. r. 400)
„zostawowała syna maluczkiego i Rufinę (córkę), których
sieroctwo, acz ją wielce bolało, wszakże nad nimi płacząc, nie
poczuwała się być matką, chcąc być chrystusową niewolnicą”.
Zostawiwszy tedy dwoje drobnych dzieci na łasce obcych ludzi,
nieprzykładna ta matka z najstarszą córką Eustochią do Palestyny
się przeniosła. Życie jej upływało odtąd na odmawianiu Psalmów
Dawida i udzielaniu jałmużn klasztorom, w którym to celu sprzedała
ogromny majątek rodzinny i pozaciągała mnóstwo długów. Gdy jej
zwracano uwagę, że winna dbać o przyszłość niezaopatrzonej
córki, odpowiedziała: „Bóg mi świadek, iż dla imienia jego
wszystko czynię i tego pragnę abych żebrząc umarła, a jednego
pieniądza dla córki mej miłej nie zostawiła”.
U wielu świętych pod wpływem abnegacji powstają zahamowania,
wyładowujące się czasem w sposób najmniej oczekiwany. Tak św.
Eufrozyna przebiera się za mężczyznę i – jakkolwiek były do
dyspozycji klasztory żeńskie – idzie do męskiego, gdzie rychło
braciszkowie pod wpływem przystojności rzekomego współtowarzysza
pokusy cielesne mieć poczynają. Przełożony
zmuszony był umieścić nadobnego „mnicha” w celi na ustroniu
położonej, z której nie wolno było jej wychodzić. Nie opuściła
też jej aż do śmierci, nie dając się poznać nikomu nawet
rodzonemu ojcu, który wszędy jej poszukiwał, aż do owego
klasztoru do świętobliwego mnicha w strapieniu swoim po radę
przyszedł.
Zazdrościła Eufrozynie św. Katarzyna ze Sienny (rok 1370),
sławna doradczyni dwóch jednocześnie panujących papieży,
kłócących się o to, który z nich pochodzi w wyboru Ducha św., a
który z wyboru diabła. Ta to święta dzieweczką będąc,
upodobała sobie w szczególny sposób Dominikanów i gdy którego z
nich zobaczyła na drodze, biegła za nim, ślady jego stóp całując.
Marzyła też o tym, by w przebraniu męskim do ich klasztoru się
dostać, aliści, przez rodzinę strzeżona była i zamiaru tego
uskutecznić nie mogła. Przecie i ona miała pociechę. Raz gdy do
niej przyszedł biedny, z zimna drżący, chciała mu dać ostatnią
suknię, jaką miała na sobie, ale „wedle wstydu” nie dała.
Nocy najbliższej widziała we śnie Chrystusa, ubranego w tę
właśnie suknię, której „wedle wstydu” nie dać nie mogła.
Wszystkie prześcignęła sławna „filozofka”, Teresa z Avili,
hiszpanka namiętna. Pisze o niej Skarga, że „często z Panem
Jezusem widomie rozmawiała, który też razu jednego dawszy jej
rękę, za oblubienicą ją sobie przysposobił i te słowa miłosne
do niej mówił: „Już odtąd jako prawdziwa oblubienica o mój
honor żarliwa będziesz. Już ja jestem cale twój, a ty cale moja”.
Co powiedzieć gdy „Świątobliwy Kapłan” i „Wielki
Człowiek”, ks. Skarga, wszystkie te i podobne symptomy
patologicznego erotyzmu poczytuje za objawy pobożności!
ZAPASY Z DIABŁAMI
Atoli zwyczajnym stanem
świętych nie myły omawiane przez mistrzów ascezy „pociechy
duchowej” w rodzaju objawień św. Teresy, lecz depresje
wewnętrzne, rozterki duchowe, objawy i skrupuły często tak
straszne, że trudno się oprzeć współczuciu. Św. Ignacemu Loyoli
upływały lata w stanie, w którym wszystko mu się wydawało
śmiertelnym grzechem. Cokolwiek by począł, wszędzie widział
grzech i potępienie wiekuiste w jego następstwie. To co przechodził
wówczas było istnym piekłem. Wspomniana Katarzyna ze Sieny zaś,
będąc w klasztorze, przez szereg lat widziała ciągle diabłów,
którzy do niej sprośne rzeczy mówili i sprośne obrazy jej
ukazywali. Gdzie było źródło tych mąk duchowych i jak wielką
zbrodnię popełniał wobec tych biednych dusz system podtrzymujący
różne fikcje dla celów kasty rzymskiej, widzimy to w wynurzeniach
św. Hieronima: „Ja tedy, którym się był na takie więzienie
bojąc się piekła potępił, a tylkom niedźwiadki i bestie za
towarzyszy miał, częstom się zdać był przy tańcach panieńskich.
Twarz od postów zbladła, a myśl się przedsię złej żądzy w
ciele ciemnym zapaliła, a w człowieku już na swym ciele umarłym
sama cielesna chuć wrzała”. Biedny Hieronim. Jak widać z jego
listów do Pauli Rzymianki i jej córki Eustochii, których jednak
Skarga nie przeczyta, kochał się on w obu tych kobietach, ale jako
prawy wyznawca ewangelii miłość za poduszczenie szatańskie
uważając, uciekł na pustynię i umartwieniami tłumił głos krwi
i serca. Na próżno. Jedynym skutkiem był coraz większy lęk przed
piekłem.
Według ewangelii świat jest domeną szatana, który nazwany jest
jego księciem, gdzie indziej mężobójcą, kłamcą od początku i
według Pawła apostoła „krąży ciągle jako lew ryczący,
szukający kogo by pożarł”. Stąd każdy prawy chrześcijanin po
dzień dzisiejszy wierzy w diabła i boi się go. Tym bardziej
święci. Święci Skargi byli z diabłami w stałym kontakcie i
podchodzili się wzajemnie, ustawicznie.
O św. Dunstanie, arcybiskupie kantuaryjskim pisze Skarga, że raz
ukazał mu się „na modlitwie czart jako wielki i srogi niedźwiedź,
paszczękę nań rozdzierając. A no kij który nosił porwał i
uderzył i gonił, bijąc tak długo, aż mu się kij na trzy części
złamał. A gdy czart zniknął, rzekł: przyjdźże drugi raz,
znajdzie na cię Dusntanus lepszy kij i miększy, który się nie tak
rychło złamie”. Pół biedy, gdy diabeł był tylko przywidzeniem
schorzałej wyobraźni. Gorzej było, gdy niewinnych ludzi brało się
za czortów wrażych, którym w żadnym wypadku folgować nie
należało. Tak się właśnie przytrafiło św. Dunstanowi. Gdy jako
pustelnik odzież łatał potrzebującym, przyszedł do niego człek
z prośbą o jałmużnę. Musiał być niezbyt przystojny, a może i
zachowywał się niewłaściwie, dość że Dunstan wziął go za
diabła, kleszczami podgrzanymi nad ogniem za nos go chwycił i
ściskał i trzymał, a rzekomy czart wrzeszczał i wydzierał się.
„I wydarłszy się biegał po mieście, wołając: on zły człowiek
łysy miast jałmużny nos mi upalił”. Skarga najmocniej
przekonany, że to był czart we własnej osobie chwali owego
Dunstana, iż tak mądrze poczynał sobie z wrogiem dusznego
zbawienia. I rzecz jasna, wierzyć nam każe pobożnie w te wszystkie
i podobne sprawki diabelskie, jak również w cuda, o których się
rozpisuje w każdym żywocie świętego.
GDZIE WYSTAWIĆ POMNIK KS. SKARDZE?
Zreasumujmy.
Za wskazaniem ewangelii oceniliśmy Skargę według „owocu” jego
całożyciowej pracy, owocu najprzedniejszego jakim są bez wątpienia
„Żywoty Świętych”. Nie kazania sejmowe, które zresztą
zawierają te same ideały, jak to zobaczymy w przyszłości, ale
„Żywoty Świętych” zostały zalecone przez Skargę narodowi
jako „obrazy boże”, jako „żywa ewangelia” i w
przedrozbiorowej Polsce były lekturą każdego domu, najczęściej
jedyną lekturą w ciągu szeregu pokoleń. Tam Skarga ukazywał
narodowi najwyższy wzór i ideał życia. Tam się Sarmata uczył,
że szczyt człowieka to święty, a święty taki, jaki mu się
narzucał z każdej karty żywotów, to indywiduum wyprane
całkowicie z wszelkich więzi grupowych, nie wyłączając
rodzinnych – anarchista w pełnym tego słowa znaczeniu, obcy,
nieufny i wrogi życiu i jego procesom, upatrujący w przyrodzie i w
jej dziełach tak jak w dziełach człowieka wroga swego i
dziedzictwo szatana – interesujący się w najlepszym razie (i
rzadko) odpadkami życia (chorzy nędzarze), a i to nie dla życia
lecz dla zaświatowej fikcji – osobnik skoncentrowany wokół swego
JA POMNIEJSZONEGO NIEMAL DO GRANICY NICOŚCI i tę resztkę jeszcze
wypaczający w imię rzekomych nakazów stwórcy. I nie
ulega wątpliwości, że degradację Polski przedrozbiorowej,
degradację pod względem kulturalnym, gospodarczym, populacyjnym,
narodowym zawdzięczamy w nie byle jakiej w mierze tej nieszczęsnej
księdze, która poparta reklamą wszechpotężnego zakonu zdołała
zbłądzić pod ganki dworków i strzechy chłopskie. Czym jest ta
księga, snadnie odgadnąć można, kiedy sobie zadamy trud, by
odpowiedzieć na pytanie, co by się stało, gdyby ideały w niej
zawarte zostały w pełni i powszechnie zrealizowane w kraju naszym.
Toć te same ideały rozłożyły cywilizację grecko-rzymską i
doprowadziły do ruiny najpotężniejszą organizację państwową w
dziejach.
Zapewne! Ideały takie mógł przedłożyć narodowi „Świątobliwy
Kapłan”. Nie mógł natomiast Wielki Polak, nie mógł nawet
zwykły Polak, któremu nieobcym jest instynkt życia i wola rozwoju
Narodu. Dlatego z pomnikiem Skargi w Polsce precz! Oczywiście nic
nie można mieć przeciwko temu, by mu ufundowano (nie kosztem
naszym) pomnik jeden w Watykanii za skuteczną propagandę
watykańskiej racji stanu w Sarmacji, drugi w Hebronie lub w Tel
Avivie za reklamę uczynioną w Polsce starozakonnym osobistościom
żydowskim.
Jeżeli jednak stanie w Polsce pomnik Skargi będzie to znakiem,
że bakcyl małości, wegetacji, pokornego zginania karku przed
„dopustami bożymi”, posiany przede wszystkim przez Skargę i
jego zakon, znowu się rozrasta, jak w epoce saskiej i wiedzie kraj
ku temu samemu finałowi.
Ludomił - Ludwik
Gościński
(1 Sławetny Zakon Jezuitów, wydając w roku 1933 „Żywoty”
Skargi, nie wahał się zalecać ich w dalszym ciągu: „Niechże
Bóg da, żeby to prześliczne dzieło, które przez tyle wieków
wzbogacało polską pobożność, oddało jej jeszcze nowe
usługi”.
(2 Dla orientacji podajemy przy nazwiskach świętych
datę ich śmierci.