Grzechy katolickiego publicysty
Kneziowie Zadrugi > Kneź Przedpełk - Ludwik Gościński
Na
artykuł nasz zamieszczony w numerze 13 i 14 „Zadrugi” pt. „PRÓBA
WSKRZESZENIA TRUPA” odpowiedział p. A. Niesiołowski w nr 12
„Kultury”. Odpowiedź zawiera rozmaitości, tylko nie podważa
zasadniczych tez naszego artykułu.
Tezą pierwszą owego artykułu było, że chrześcijaństwo
ustosunkowuje się do świata i jego spraw negatywnie, stąd wiosek
bezpośredni, że nie może być ono bodźcem do jakiejkolwiek
twórczości, pracy cywilizacyjnej itp., przeciwnie jest hamulcem.
Tezę uzasadniliśmy ewangelią i listami Pawła, a więc źródłami
najbardziej miarodajnymi, nadto postawą życiową pierwszych,
„dziewiczych”, najbliższych pierwotnego źródła chrześcijan,
którzy chętnie utożsamiali chrześcijaństwo z ideałem
pustelniczym, antyżyciowym. Zwróciliśmy też uwagę na wrogość,
z jaką ewangelie i pisma apostolskie odnoszą się do świata i jego
spraw, widząc w nich zło i bezpośrednie oddziaływanie szatana.
Aby więc tę naszą tezę obalić należałoby obalić ewangelię i
pisma apostolskie. To też p. Niesiołowski na nasze argumenty mógł
zauważyć jedynie ogólnikowo, że tak źle nie jest, bo 1-o Jezus
nie uprawiał „prawie” żadnej ascezy, 2-o chciał tylko aby się
ludzie nie przywiązywali do materii, 3-o Bóg stworzył także
materię i dualizmu nie ma. Ale to wszystko nie obala faktu, że
zasadniczym tonem ewangelii i pism apostolskich jest negacja życia.
Po wtóre, kontrargumenty Niesiołowskiego nie wytrzymują krytyki,
bo jednak Jezus pościł 40 dni i 40 nocy, bo jednak obywał się bez
kobiet, bo jednak żył z dnia na dzień nic nie posiadając.
Twierdzenie zaś p. Niesiołowskiego, że Jezusowi szło jedynie o
nieprzywiązywanie się ludzi do rzeczy tego świata, sprzeciwia się
niemal każdemu zdaniu jego nauki.
Wreszcie chociaż według nauki katolickiej materia została
stworzona przez Boga, to jednak według ewangelii zmienną koleją
losów wziął ją posiadanie diabeł, tak że ostatecznie dwaj są
panowie istnienia: szatan „książę tego świata” i Bóg, Pan na
zaświatach; chrześcijanie zaś, choć są na świecie, jednak –
jak się wyraża ewangelia „wybrani są ze świata”, jeno strzec
się powinni, póki są na ziemi, by ich szatan nie wciągnął w wir
świata. Czym to się różni od najskrajniejszego dualizmu?
Druga teza sformułowana przez nas i rozprowadzona w owym
artykule, dotyczyła usiłowań p. Niesiołowskiego, by tradycyjną
ideologię chrześcijańską (dusza nieśmiertelna i jej zbawienie,
Bóg sprawiedliwy i swą objawiający) już ludzi nie „biorącą”
zaktualizować, przez doczepienie do niej nowych założeń, które
przez swe akcenty dynamiczne i socjalne działałyby atrakcyjnie na
człowieka dzisiejszego. Wykazaliśmy jednak, że te założenia nowe
kłócą się śmiertelnie ze starymi. O tym p. N. w swojej
odpowiedzi nie wspomniał ani słówkiem.
Poprzestalibyśmy na tym, gdyby nie fakt, że w odpowiedzi p. N.
są grzechy polemiczne, których nie chcemy puścić płazem.
Polemizując z p. Niesiołowskim, opieraliśmy się na materiale,
za który on sam wziął odpowiedzialność stwierdzoną własnym
podpisem. Przykro nam, że autor nie naśladował nas i w polemice z
nami uwzględniał także niestwierdzone i przez nikogo nieżyrowane
pogłoski prasowe, słowem, oparł się na plotkach. Albo mamy tu do
czynienia z łatwowiernością nieprzystojącą poważnemu
publicyście, albo – czego nie przypuszczamy – p. N. chciał nam
pognębić za wszelką cenę, choćby kosztem prawdy. Opierając się
na owych nieskontrolowanych pogłoskach, p. N. pisze cały ustęp o
tym, jak to „Zadruga” tworzy kult neopogański, jak to ten kult
mógł się udać w Niemczech i dlaczego, ale w Polsce lepiej dać
sobie z nim pokój. Możemy zapewnić p. N., że zdaniem naszym w
Polsce jest dostatecznie dużo bałwanów, abyśmy mieli tworzyć
nowych. Przeciwnie, mamy ambicję zniszczenia wszystkich bałwanów,
nie wyłączając najbardziej czcigodnych. I zniszczymy ich.
Idźmy dalej za panem N., który zarzuca nam, że tworząc kult
neopogański, naśladujemy w imię oryginalności narodowej „cudze
wybryki”. I zapewnia, że mit nasz, mit zadrużny jest importowany
i przetłumaczony, oczywiście z niemieckiego. No i przyganę nam
daje, że to wszystko jest „sztubackim żartem”. Myślałby kto,
że p. Niesiołowski, tak wrogo nastrojony wobec importowania
ideologii przez „Zadrugę”, sam daje narodowi najbardziej swojską
swojszczyznę? P. N. mówi mniej więcej: Polacy, rodacy moi w
Chrystusie baczcie, oto „Zadrga” was „germanizuje”, pójdźcie
za mną, ja wam niosę skarby na wskroś polskie. A toż braciszku
skłamawszy, jak mówią na Wileńszczyźnie. Kto tu się oburza na
import ideologii? Niesiołowski, publicysta katolicki? Niesiołowski,
który pacierz odmawia nie swój, nie polski, ale znad Jordanu
przyniesiony przez Semitów, Piotra i Pawła i towarzyszy? który nie
zna innej etyki, jak 10 przykazań Mojżesza? którego Bóg jest
Jehową starożytnego żydostwa? który za swoje księgi święte
uważa liturgię starohebrajską? Niesiołowskiemu, patentowanemu
obrońcy towaru ideowego, zaimportowanego z Nazaretu (ewangelie), z
Jerozolimy (psalmy i dekalog), z Małej Azji (św. Paweł)
przypomnieć należy monit Jezusa: „przyjacielu widzisz źdźbło w
oku brata twego, a belki w oku własnym nie dostrzegasz”.
Mimo to p. Niesiołowski nie o sobie lecz o nas mówi, że
szerzymy duchowy semityzm, jakbyśmy to my, nie on, odmawiali pacierz
żydowski, wyznawali 10 przykazań Mojżesza, czcili Jehowę itp.
Musimy się temu najenergiczniej przeciwstawić. My – jak wiadomo –
nie jesteśmy katolikami. A wyłącznie o katolikach powiedział
zmarły Pius XI w mowie do pielgrzymki belgijskiej, że są
„potomstwem duchowym Abrahama” i „duchowymi Semitami”.
Podawaliśmy obszerne wyjątki z tej mowy w tym samym numerze
„Zadrugi” (13,14), wskazywaliśmy, gdzie można je przeczytać w
całości. Czy p. Niesiołowski jej jeszcze nie czytał? Możliwe.
Katolicy w słodkim przeświadczeniu, że znaleźli i posiadają
„Prawdę”, czytają bardzo mało, jeżeli w ogóle czytają.
Zdarzyć się więc może snadnie, że nie czytają mów własnego
papieża. Nie czytają, nie tylko szerokie masy, ale nawet
inteligenci katoliccy, ba! Nawet publicyści tego obozu, jak się
okazuje na przykładzie Niesiołowskiego. Wychodzą z tego już
wprost skandaliczne kawały. Oto katolicki publicysta
nazywając nas duchowymi Semitami, dezawuuje swego papieża, który
tę kwalifikację zarezerwował wyłącznie dla prawowiernych
katolików. Niechże więc wolno nam będzie zaapelować
jeszcze raz do katolików, w szczególności do Niesiołowskiego:
Przeczytajcie wreszcie mowę papieża o antysemityzmie; znajdziecie
ją w la Croix z 17.IX.38 r.; a jeżeli do la Croix za daleko,
zażądajcie od Katolickiej Agencji Prasowej, by ją rozesłała do
pism. Nawiasem dodamy tu, że dotychczas zwracaliśmy się
kilkakrotnie do Kat. Agencji Pras., by tę mowę opublikowała! Na
próżno!
A swoją drogą przyznać musi każdy, że jest to widok dość
groteskowy, gdy do publikowania i czytania mów papieskich zachęcać
musi katolików taka poganica, jak „Zadruga”...
Czy p. Niesiołowski przylepił nam epitet duchowych Semitów tak
ni stąd ni zowąd? Bynajmniej. Doszedł do tego drogą bardzo daleką
i krętą, wydaje się nawet, że w tym głównie celu wymarzył cały
swój artykuł. Oto droga pana N. Żydzi wyznają „królestwo tego
świata” oparte na „doczesnej aktywności”. A ponieważ i
„Zadruga” głosi aktywność doczesną jako cel życia, więc:
jesteście zadrużanie duchowymi Semitami. To rozumowanie jest
zupełnie podobne do następującego:
Kretyn trawi dużo
A
że Niesiołowski trawi,
Więc
Niesiołowski jest...
Rozumowanie - jak widzimy grzeszy przeciwko podstawowym zasadom
logiki. Ale p. Niesiołowski idzie dalej. Stwierdzając, że
aktywność Żydów polega na „ukochaniu pieniędzy i władzy, na
wyzyskiwaniu słabszych i kupowaniu lichych”, mówi, że grupa
„Zadrugi” jedynie taką działalność zrealizować może swym
„heroizmem”. Tu mamy właściwego Niesiołowskiego,
Niesiołowskiego chrześcijanina, a każdy chrześcijanin istotny
jest beznadziejnym pesymistą, gdy idzie o człowieka. Nie wierzy on,
mianowicie, by człowiek mógł działać inaczej, jak dla osobistej
korzyści, nie wierzy także, by mógł działać uczciwie, jeżeli
go do tego nie zmusza strach przed piekłem lub żądza przyszłej
nagrody. Konsekwentnie wydaje mu się, że ktokolwiek przestał
wierzyć w piekło i nie wyciąga ręki po nagrodę wieczną, tego
działalność musi polegać na „ukochaniu pieniędzy i władzy, na
wyzyskiwaniu słabszych i kupowaniu lichych”. Potwierdzeniem tego
naszego sądu o Niesiołowskim chrześcijaninie są jego dalsze
słowa, że postawą bohaterską jest wiara w przyszłą nagrodę. My
właśnie widzimy w tym najprymitywniejszą formę obłudnego
egoizmu, to „nic bezinteresownie”, które się zarzuca
powszechnie Żydom. Nadto w skuteczność bodźców zaświatowych nie
wierzymy, czego najnamacalniejsze dowody mamy w katolikach. Wreszcie
jesteśmy optymistami: wierzymy, a raczej widzimy, że człowiek
działa, tworzy, party instynktem twórczym, niezależnie od kar czy
nagród ukazywanych mu przez zawodowych pośredników między tym a
tamtym światem. Skłodowska i Piotr Curie tworzyli, odkrywali,
łamali bohatersko największe trudności bez jakiejkolwiek
perspektywy osobistych korzyści, choć nie byli katolikami ani
praktykującymi ani wierzącymi. Wszyscy na ogół odkrywcy i
wynalazcy, których pracy, posuniętej często do szczytów osobistej
bezinteresowności, zawdzięczamy tak wiele, nie wierzyli w niebo i
piekło.
Stanowisko Niesiołowskiego wobec aktywności człowieczej,
stanowisko pełne pesymizmu, jest ugruntowane aż nadto w ideologii
chrześcijańskiej, w tej doktrynie o człowieku zbrukanym już w
łonie matki grzechem, który się zowie grzechem pierworodnym, w tym
beznadziejnym „marność nad marnościami wszystko co ziemskie”,
które to hasło spotykamy na każdej stronie ewangelii, pism
apostołów, ojców i pisarzy kościelnych. I nasz bunt przeciwko
chrześcijaństwu wypływa nie tylko stąd, że w imię prężności
i potęgi Narodu odrzucamy jego negację życia, ale i stąd, że
obcym nam jest i zatrważa nas jego zasadniczy pesymizm w stosunku do
człowieka.
Na zakończenie notujemy jeszcze jedno. Niesiołowski i pewien
odłam katolickiej publicystyki w Polsce dzielą żydostwo na
przedchrystusowe, które „przygotowało i wydało”
chrześcijaństwo i na żydostwo pochrystusowe, talmudyczne. Przed
pierwszym pan N. czyni chapeau bas, od drugiego odżegnywa się,
twierdząc, że nie ma ono żadnego związku z tamtym. A jeżeli
udowodnimy, że ma? Jeżeli przypomnimy rzecz powszechnie (poza pewną
publicystyką kat.) wiadomą, że Talmud tkwi korzeniami w Starym
Testamencie tak mocno, jak katechizm katolicki w ewangelii? Że
sylwetka Jakuba starozakonnego niczym się nie różni od sylwetki
dzisiejszego przeciętnego Żyda? Pozwolimy tu sobie zalecić p.
Niesiołowskiemu d-ra Steina „Ideały judaizmu”, w których w
sposób przekonywający największych sceptyków wykazane zostało,
że ideały chrześcijańskie nie różnią się od ideałów
starozakonnego żydostwa, te zaś są identyczne z ideałami
talmudycznego żydostwa.
Ludwik
Gościński